wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział XI

Witajcie! :) Dzisiaj krótki rozdział, mała niespodzianka na samym końcu, pozdrawiam! ;) ~ Mańka
                                           *** 
- Witaj Peeta!
- Witam. - Odpowiada krótko.
- Peeta! Muszę Ci powiedzieć, że twoja partnerka z dystryktu jest uroczą i inteligentną dziewczyną. - Co?! Czemu on wspomina o mnie? Przecież to chwila Peety na prezentację siebie. - A ty jak sądzisz?
Stoję zszokowana przed ekranem. Moje usta otworzyły się. Boże.. Peeta.. uważaj na to co mówisz.
- Tak, masz rację Caesarze, jest sympatyczną osobą. - Odpowiada z łatwością.
Publiczność jest wniebowzięta. Czy ci ludzie podejrzewają, że mnie i Peetę coś łączy?
- Nic więcej? - Dopytuje Caesar.
- Och ciekawski jesteś, Caesar. - Zniewalający uśmiech Peety pojawia się na ekranie.
Publiczność śmieje się w najlepsze. Dalej nie rozumiem co tych wszystkich ludzi tak śmieszy? Można by rzec, że każda wypowiedź jest dla nich zabawna, bądź wzruszająca. 
- W takim razie jestem pewny, że w twoim dystrykcie czeka na Ciebie wybranka twojego życia.
- Niestety Caesarze, to tylko twoje domysły. - Peeta puszcza oko do prowadzącego.
- Nie wierzę. Czy wy wierzycie w to? - Uśmiech nie opuszcza Flickerman'a ani na krok .
Na widowni rozchodzi się pisk kobiet. Nie wiedziałam, że Peeta może być aż tak pożądany.
- Dobrze, może zmienimy już temat. Jesteś przekonany, że wygrasz Igrzyska? - Caesar zmienia ton.
Peeta bierze głęboki wdech.
- Nie uda mi się wygrać Igrzysk. Nigdy niczego nie możesz być pewny. W tym roku jest dużo osób, które mają nawet stuprocentową szansę na zwycięstwo. Każdy chce wrócić do domu i cieszyć się obecnością bliskich. Najczęściej to rodzina podtrzymuje człowieka na duchu. W tym przypadku  silna chęć powrotu do rodziny, przyjaciół i otoczenia prowadzi nas do przetrwania, nie poddawania się. - Zapada cisza.
- Masz rację. To bardzo mądra wypowiedź. - Przytakuje mężczyzna. - Sądząc po twoim spostrzeżeniu, można wywnioskować, że jesteś gotowy na to, że możesz nie przeżyć?
- Można to tak ująć, ale będę próbował walczyć o przetrwanie. - Peeta cicho wzdycha. Wiem, że to prawdopodobnie zabrzmi nieco samolubnie, ale chłopak pomyślał o mnie. Czuję to.
- Nasz czas już minął. Życzę tobie powodzenia, Peeta. - Caesar uścisnął rękę blondynowi. - Peeta Mellark, Dystrykt Dwunasty!
Po chwili widzę jak chłopak wchodzi do pomieszczenia, w którym się znajdujemy.
- Dobrze Ci poszło. - Mówię. - Na prawdę. - Upewniam go.
- Dziękuję. - Opowiedział.
                                              ***
W tej chwili znajdujemy się w jadalni. Jestem strasznie głodna i jem wszystko co pojawia się na moim talerzu. Peeta również nie oszczędza sobie posiłku. Effie patrzy na nas zdziwionym wzrokiem. Haymitch uporczywie nad czymś myśli. Zdążyłam to zauważyć po jego fizycznej nieobecności, czyli nie wykonywania żadnego ruchu. Nawet jeśli chodzi o odruch bezwarunkowy sięgania po alkohol. Nareszcie odstawiam sztućce, wycieram dłonie i odsuwam się trochę od stołu. Mam wrażenie, że za chwilę mój żołądek pęknie pod wpływem ilości  jedzenia. Blondyn również poszedł w moje ślady. Nadal pozostaliśmy w naszych strojach na wywiad. Wszyscy spoglądamy na siebie. Ktoś musi zacząć rozmowę. Postanawiam, że będę to ja.
- Haymitch, chcę abyś udzielił nam jakiś wskazówek, porad, zasad jakimi możemy się posłużyć na arenie. - Mówię.
Mentor unosi swoją głowę i świdruje nad wzrokiem.
- Pierwsze co chcę wam poradzić to, to żebyście uciekali jak najprędzej z tej rzeźni pod Rogiem.
- A jak zdobędziemy przydatne nam rzeczy do przeżycia? - Pytam. - Mamy napaść jakiegoś trybuta?
- Na przykład. - Odpowiada.
Już jedna porada za nami.
- Potem musicie KONIECZNIE znaleźć wodę. - Robi nacisk na słowo " koniecznie". -  Bez niej długo nie pociągniecie. - Dodaje.
Przytakuję. Tu ma rację. Maksymalnie mogę wytrzymać bez niej trzy dni, ale wtedy będę na skraju wytrzymałości.
- Musicie być czujni. Rozglądajcie się na boki i zaglądajcie od czasu do czasu na gałęzie drzew. Możecie na nich znaleźć pożywienie, ale i też przypadkowego przeciwnika. Pod żadnym pozorem nie rozpalajcie ognisk w nocy, ale to powinniście wiedzieć. - Lustruje nas. - Przed zjedzeniem każdego owocu, rośliny wypróbujcie najpierw ją na jakimś zwierzęciu. Owoce mogą być trujące. Chyba to tyle co mogę wam przekazać. - Mam wrażenie, że Haymitch próbuje przypomnieć sobie jeszcze coś istotnego. Jednak zapada cisza. 
- Czy mamy szansę na jakichkolwiek sponsorów? - Blondyn pyta nieśmiało.
- Kochany... nawet spore. - Lekki uśmiech pojawia się na twarzy mentora. - Byliście błyskotliwi, wypowiadaliście się bardzo dobrze, przynajmniej takie jest  moje zdanie. -  Bierze łyk z piersiówki. - Dzieciaki macie ogromną szansę, nie zmarnujcie jej. 
- Ale... ale jest nas dwójka.... a zwycięzca może być tylko jeden.  - Mówię przyciszonym głosem. 
Przyjazna atmosfera zniknęła tak jak mydlana bańka po dotknięciu palcem.  Wyklinam siebie w myślach. Musiałam coś takiego powiedzieć? Mam ochotę rozpędzić i skonfrontować się z murem, albo ścianą. Szlak. Może być ściana.
Peeta głośno przełyka ślinę. 
- Mary, dołożę wszelkich starań abyś mogła wyjść żywa z tej areny. Czy Ci się to podoba, czy nie! - Nie krzyczy. Jednak mocno akcentuje ostatnie zdanie.
Biorę głęboki wdech.
- Peeta, ile razy na ten temat rozmawialiśmy? Mam już dość tego wiecznego chronienia mnie! Każdy obchodzi się ze mną tak, jakbym była z porcelany! - Prawie staję z krzesła. - Widziałeś tych wszystkich trybutów?! W tym roku nie ma żadnego słabego, wychudzonego dwunastolatka! Są same doświadczone osoby, które mają ochotę zabić każdego, aby wrócić do domu! Sam tak powiedziałeś! Chyba, że tylko odwaliłeś piękną szopkę!  Tak! Kłamałeś! Przyznaj się! -  W tej chwili nie krzyczę, ale wrzeszczę. Czuję jak moje ciało się trzęsie.  Cholera. Dostałam ataku! 
Łapię się za włosy. Zaczynam wrzeszczeć na całe gardło. Przez załzawione oczy widzę wciśniętych w krzesło towarzyszy. Peeta podchodzi do mnie. 
- Mary, spokojnie, nie denerwuj się. To tylko atak. Spokojnie. - Mówi przerażony. 
Próbuje mnie objąć. Tak. Tak bardzo tego chcę. Jednak moje ręce, bez mojej kontroli, odpychają chłopaka. 
- Jesteś kłamcą! Ty dalej kochasz Katniss! Powiedz to! No powiedz! -  Drę się.
- Ma...Mar... Mary... to nie tak... Ja... ja... - Jąka się.
- Wiedziałam! Po prostu kurde wiedziałam! 
W moje ręce wpada piękny, kolorowy wazon w którym znajdują się różowe róże. Po chwili leżą na idealnie wypastowanej podłodze. Effie od razu uciekła, kiedy zaczęłam krzyczeć, a Haymitch oddalił się na tyle daleko, aby żaden niepożądany przedmiot nie skierował się ku niemu. Peeta mówi do mnie drżącym głosem, abym się uspokoiła. Próbuję, ale nie mogę. Coś zawładnęło moim ciałem. Furia, która pojawiła się znikąd, zawładnęła mną. Miałam nadzieję, że mój ostatni wyczyn przed opiekunami się nie powtórzy. Czy ja wszystko muszę psuć?! Moje słone łzy spływają po policzkach, niszcząc przy tym idealny makijaż. Atak powoli przechodzi, a w głowie rodzą się pytania. Czy Peeta mnie kocha?  Może woli Katniss? Czy on na pewno będzie mnie chronić na arenie? Mam dość.  Szybko pozbywam się butów i biegnę do  mojej sypialni. Rygluję drzwi.  Przysiadam na łóżku i chowam zaczerwienioną, zmęczoną twarz w chłodnych dłoniach.
Co ja najlepszego robię? 
Ciche pukanie do drzwi rozbrzmiewa w moich uszach.

http://media.tumblr.com/e7246726b77d7e65b326be1309ca5b13/tumblr_inline_mstkslluxl1qz4rgp.gif

2 komentarze:

  1. Bardzo piękny rozdział.
    Dobrze pokazałaś te uczucia Mary. Chodzi mi o te zakończenie.
    Wywiad też dobrze wypadł Peecie :D
    Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Jednak lepiej mi się pisze rozdziały w środku nocy niż w dzień ;D Muszę w końcu wpaść na twojego bloga bo się zaniedbałam. nie dobra ja ;p Wzajemnie życzę weny! :D

      Usuń