sobota, 29 marca 2014

Rozdział VII

Wściekła wpadłam do sypialni.  Trzasnęłam drzwiami najmocniej jak umiałam.  Zaczęłam krzyczeć. Krew z moich rąk lała się jak deszcz podczas burzy.  Tutaj również nie obeszło się bez rozbitych wazonów, figur. Dłonie  piekły i szczypały  jeszcze bardziej. Czułam jak z kolejnym ruchem dłoni utkwione odłamki szkła wbijają się coraz głębiej.  Nie zwracałam uwagi na to, że jestem cała brudna w czerwonym płynie.  Wędrowałam po całym pokoju, którego podłoga była usłana ostrymi odłamkami.  Ruszyłam do łazienki.  Ominęłam lustro. Weszłam w pełni ubrana do kabiny prysznicowej i odkręciłam kurek z gorącą wodą. Patrzyłam cały czas na moje stopy gdzie wokół nich spływała brunatna ciecz. Zaczęłam płakać. Żałośnie przysiadłam i już nawet nie czułam czy po moich policzkach spływają łzy lub lejąca strumieniem woda. Odczuwałam ból jakiego jeszcze nie zaznałam. Z bezradności zaczęłam krzyczeć albo wyć.  Już sama nie wiem.  Przed moimi oczami ukazywały się różne plamy. Obraz coraz bardziej zaczynał się rozmazywać. Opadłam na bok i ogarnęła mnie ciemność.
                                                                               ***
Słyszałem krzyki i odgłosy rozbijającego się szkła.  Byłem zaniepokojony całą sytuacją. Postanowiłem uchylić drzwi na korytarz.  Wtedy zobaczyłem Ją.  Szła pewnym i szybkim krokiem do swego pokoju.  Po usłyszeniu wielkiego huku spowodowanego trzaśnięciem drzwi, postanowiłem wyjść do salonu.  Jednak  moją uwagę przykuły brunatne ślady na podłodze kończące się przed Jej drzwiami.  Zacząłem iść śladami prawdopodobnie krwi.  Zaprowadziły mnie one do salonu. To co tam zastałem wzbudziło we mnie przerażenie.  Wszędzie odłamki potłuczonego szkła.  Przerażona Effie oraz zdziwiony Haymitch.  Już zaczynałem wszystko układać w spójną całość.  Rzuciłem się w jego stronę.
- Co jej zrobiłeś pijaku?!  - Wykrzyczałem. Miałem ochotę spuścić mu łomot jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem. Nie miałem szans w porównaniu do dojrzałego mężczyzny.
- Jej się spytaj. Ona zbzikowała! Nigdy nie miałem jeszcze...
W tej chwili rozległ się krzyk. Wydobył się z pokoju  Mary. Zostawiając mentora  szybko pognałem  w  stronę  krzyku.  Za nim wszedłem, krzyk ustał. Przeraziłem się. Otwierając drzwi moje serce zamarło. Wszędzie krew i potłuczone szkło.  Bez zastanowienia wbiegłem do łazienki.  Ujrzałem ją leżąca  w kabinie prysznicowej.  Była cała ubabrana szkarłatną cieczą. Najszybciej jak mogłem otworzyłem drzwi do kabiny i zakręciłem kurek. Podniosłem ją. Była tak lekka, tak bezwładna. Była nie przytomna. Zaniosłem ją wraz z Haymitch'em do doktora.  Zabrali ją do jakiejś sali. Kazali czekać. Na własnych rękach miałem jej krew. Czułem wielką pustkę. Nie wiedziałem co robić.  Co takiego doprowadziło ją do takiego stanu?  Jakie słowa musiały paść aby Mary wpadła w szał?   W szkole zawsze była spokojna i nie zawadzała nikomu. Uczyła się dobrze lecz bywały momenty w których nie umiała nic. Z resztą groził jej dom komunalny, miała małego brata. Kto by wtedy się nie zamartwiał?  Zawsze zgłaszała się na ochotnika aby coś zademonstrować na wychowaniu fizycznym. Pamiętam jak była burza i przyszło nam wszystkim wracać w towarzystwie deszczu i piorunów.  Wtedy ujrzałem ją.  Szła twardo, była przemoczona do suchej nitki.  Jednak miała na sobie tylko koszulkę z  krótkim rękawkiem i dresowe spodnie. Powodem jej lekkiego ubrania był przytulający się do niej Matt.  Miał na sobie za dużą kurtkę, a bluzą przykrył głowę.  Wtedy próbowałem zrozumieć jak trzynastoletnia dziewczynka może się zachowywać jak dorosła kobieta.  Przecież mogłem jej pomóc, dać jej moją kurtkę.  Teraz nie mogę wytrzymać. Chcę wiedzieć co się z nią dzieje. Nagle  zobaczyłem Haymitch'a. Jednym ruchem ręki wskazał mi abym wrócił na nasze piętro.  Tak też usiłowałem zrobić jednak postanowiłem zawitać w inne miejsce. Nie wiem kiedy ale znalazłem się już na dachu. Dokładnie pamiętam gdzie to się stało.  Na moją  twarz wypłynął uśmiech.  Wtedy wyznałem jej swoją miłość i pocałowałem ją.  Ile bym dał aby to powtórzyć.  Słodki smak jej ust. To ciepło które z niej biło.  Chciałbym ją przytrzymać przy sobie i nigdzie jej nie puszczać. Ona ma takie piękne oczy. Ciemny błękit jej tęczówek przykuwa uwagę.  Można w nich odnaleźć  troskę, spokój ale też wewnętrzne cierpienie.  Katniss taka nie jest.  W jej oczach można odnaleźć też wiele cierpienia ale i chłód,  zgrozę. Muszę wreszcie przestać  porównywać je do siebie. Wracając do mojej sypialni zatrzymałem się przed  drzwiami prowadzącymi do jej pokoju.  Pchnąłem drzwi. Ujrzałem tam  porządek,  czystość.  Pewnie awoksi mieli ręce pełne roboty.  Pomimo tego, że jest tu wysprzątane dalej czuję jej zapach. Rozkoszuję się nim. Chcę  mieć ją przy sobie.  Chronić ją do końca. Chcę  aby ona przeżyła i tak się stanie. Wracam do mojego pokoju. Kładę się na łóżku i wyobrażam siebie i Mary jako małżeństwo, rodziców dwójki dzieci. Wyobrażam Mary w różnych sytuacjach. Uśmiecham się.  Jeszcze dzisiaj chcę poczuć smak jej ust.
O północy słyszałem jak  ją wnoszą. Po 30 minutach kiedy troskliwa Effie i Haymitch wyszli z jej pokoju i wrócili do siebie, wchodzę do niej. Widzę jak leży na łóżku z zamkniętymi oczami.  Na rękach ma bandaże. Wygląda tak niewinnie.  Najciszej jak potrafię  nachylam się nad jej twarzą. Decyduję się.  Całuję ją delikatnie w czoło.  W odpowiedzi słyszę:
- Dobry wieczór. Myślałam,  że nie przyjdziesz.  - Widzę jej uśmiech.
- Jak się czujesz?
- Mogło być gorzej.  Od teraz będę miała właśnie takie ataki z powodu mojego popisu na paradzie. - Jej ostatnie słowa stały się niemal nie słyszalne. - Jestem nienormalna.
Widzę jak po jej policzku spływa łza.  Od razu wycieram  ją,
- Dla mnie jesteś idealna. - Wyszeptałem jej do ucha.
Czuję smak jej  ust. Chcę ja pocieszyć.  Tylko taka forma pocieszenia nasunęła mi się na myśl.  Czuję jej dłoń na moim policzku.  Bandaż łaskocze moją skórę przy czym się uśmiecham.  Czuję jej wzrok na sobie. Otwieram oczy i widzę  moją Mary.  Chcę mieć ją przy sobie na zawsze.  Trwać przy niej.  Gdyby tylko nie Igrzyska.  Próbuję o tym nie myśleć.
- Zostaniesz?  - Jej  głos wyrywa mnie  z myśli. Bez większego namysłu odpowiadam:
- Zawsze.
Kładę się obok.  Szczlenie okrywam nas kocem. Czuję jak Mary wtula się we mnie całym swoim ciałem. Obejmuję ja tak, aby nigdzie mi nie uciekła.  Ręką głaszczę jej plecy.
- Kocham Cię.  -  Natychmiast się uśmiechnąłem. Nie musiałem długo się zastanawiać nad odpowiedzią,
- Ja również Cię kocham, Mary.
Nasze usta  odnalazły do siebie drogę.  Tę przysięgę  zamykamy wspólnym  pocałunkiem. 
Po chwili powracają. Powracają czarne myśli o Igrzyskach. Czy wyobrażam sobie dalsze życie bez Mary?
 Próbuję o tym nie myśleć. Przytulam ją mocniej i składam ostatni pocałunek przed zaśnięciem.
                                                                                *** 

Chciałam was przeprosić za  taki długi okres oczekiwania ale nie miałam czasu przez szkołę.  Również Przepraszam za krótki  rozdział ale ostatnio towarzyszy mi brak weny. Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. Heeeej! Czytam twój blog od sameeeeeeeeeeego początku i bardzo, bardzo mi się podoba. Ta inna historia Peety po prostu mnie rozwaliła. <3 Dawno nic nie pisałaś i mam nadzieję, że będę twoją weną. XDD (patrz nazwa)
    Pliska, pliska, pliska zerknij na mojego bloga, bo dopiero zaczęłam i jestem biednym blogowiczem bez przyjaciół. :<
    Mokrego Dyngusa! :))
    http://mortalmasterwenadimon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej Dziękuję za miłe słowa :) ja też jestem biednym blogowiczem bez bff :D Również życzę Mokrego Dyngusa i chętnie zajrzę na twój blog :)

    OdpowiedzUsuń