wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział III

O to po pięciu miesiącach nadszedł czas na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że fajnie wyszedł, chociaż nic takiego nie wnosi do historii Mary, ale kto wie? :D Zapraszam do czytania! :)
                 ***
Kiedy widzę jak mój brat kroczy na środek sceny przed Pałacem Sprawiedliwości, moje serce bije tysiąc razy mocniej niż zazwyczaj. To  nie tak miało być. Miał być bezpieczny.
Nie chcę już być torturowana, zmuszana do patrzenia na tortury innych osób, robienia mi prania mózgu. Pomimo tego, iż ta "terapia" się zakończyła, mój umysł opanował jad os gończych, który sprawia, że wszystko błyszczy, wiruje. Słyszę głosy przepełnione cierpieniem, wrzaski, szepty, czuję ból. Za każdym razem kiedy dostaję ataku wywracam się na podłogę, wiję się na niej, zadaję sobie rany, aby to wszystko jak najszybciej się skończyło, aby walkę z jadem os zwyciężył mój trzeźwy umysł. Przeważnie tą walkę wygrywam ja. Ta prawdziwa ja, z Dystryktu Dwunastego.
- Wstawaj. - słyszę oziębły głos Strażnika Sewasa. On jedyny z tej całej bandy nie leje mnie za każdy ruch i nie obraża. Po prostu wykonuje swoją brudną robotę i odprowadza mnie do celi. Odwdzięczam mu się za to posłuszeństwem i nie robieniem żadnych kłopotów. Jeśli oczywiście Snow chce usłyszeć sprawozdanie z mojego powolnego wyniszczania, Sewas informuje go o brutalnych sposobach "przywrócenia mnie do porządku" i  to obrazuje moje ostatnie dni. Mocne popchnięcie przez Strażnika, powoduję, że ruszam naprzód.
- Musimy Ci to założyć. - mówi Sewas, a ja zanim zdążę się porozglądać, mam założoną przepaskę na oczach.
Ogarnia mnie niepokój. Co tym razem wymyślił Snow?
Słyszę głośne skrzypienie drzwi i mocny zapach środków czystości i.... róż.
- Co się dzieje? - pytam, ale i tak wiem, że nikt mi nie odpowie.
Czuję dłonie na swoich plecach, które popychają mnie. Jestem zdezorientowana, więc ponawiam swoje pytanie, za co obrywam w szczękę. Czyży to był mój  ulubiony strażnik? Jeśli tak, to już nie lubię tego skurwiela.
- Dzięki, nie musiałeś. 
- Zamknij się i siadaj. - szepcze Sewas.
Czynię to, a przepaska opada mi z oczu. Jasność tego pomieszczenia sprawia, że niemal natychmiast zamykam powieki. Po kilku sekundach mogę normalnie patrzeć. Otwieram usta i mam już wydobyć z siebie dźwięk, ale Sewas szybko wkracza do akcji, kopiąc mnie w kostkę.
- Panienka zdziwiona? Znalazłem inną metodę, która powinna Panience się spodobać. - uśmiech Snowa powoduje, iż  mam ochotę zwymiotować. Co tym razem wymyśliłeś? - Jak widzisz, tutaj doprowadzą cię do porządku, bo muszę przyznać, że wyglądasz szkaradnie. - tu robi małą przerwę na poprawienie swojej róży w butonierce.- Od dziś będziesz odwiedzać miłych panów, którzy są moimi współpracownikami. Nie ciesz się na zapas. Pomimo twoich usług, nie będą cię mogli wyzwolić, ponieważ w każdej chwili mogę ich zabić.
Co? Mam być dziwką?
Gryzę Sewasa w palec, aby móc zacząć działać. Nikt, o dziwo, nie protestuje, więc zaczynam.
- Osaczanie, tortury, filmy, a teraz prostytucja?! Nie ma pan nic lepszego do zaoferowania? - wymuszam oficjalny ton, wyprostowuje plecy i obrzucam Snowa spojrzeniem, które mówi: " O nie, po moim trupie". Rechot Snowa znów panoszy się po pomieszczeniu.
- Myślałem, że się ucieszysz. - Nachyla się ku mnie. - Tylko w tym dobra jesteś.
Rzucenie się na Snowa nic nie da, więc tę uwagę, puszczam mimo uszu i nie odpowiadam. I tak nie jestem w stanie nic zrobić.  Sewas podnosi mnie i oddaje w ręce ludzi, którzy mają pozakrywane twarze. Ach ta ostrożność prezydenta...
             ***
Po  procesie mycia, nadszedł proces likwidowania ran. Nie mam zielonego pojęcia ile strzykawek znalazło się w moim ciele, ani ile kremów zostało zużytych, abym nie miała żadnego śladu po ingerencji Snowa. Tysiące maseczek i maści pokryły moją twarz, co skutkuje tym, że wszelakie sińce i niedoskonałości zniknęły z mojej skóry, lecz ból pozostaje, a nawet jest silniejszy. Dobry Boże, dlaczego  mi to robisz? Czy ja muszę dopuszczać do siebie wszystkie świństwa tego świata? Naprawdę, w tej chwili mam zostać prostytutką? Czy bardziej nie można się upodlić?
Po depilacji, nadszedł czas na nacieranie mnie różnorodnymi olejkami, które (muszę przyznać) ładnie pachniały. Cholera jasna! Jeszcze nigdy nie piekła mnie tak skóra! Zresztą w tej chwili jestem chodzącą chemią, bo jak inaczej nazwać te wszystkie specyfiki, które zostały we mnie wstrzyknięte? Zamykam oczy i próbuję o niczym nie myśleć, wyciszyć się. Jednak to nie pomaga, a ból w mojej czaszce pojawia się znikąd. Cholera! Ból jest  tak silny, że spod moich powiek wypływają łzy. Moje ciało zaczyna się trząść. Widzę jedynie kolorowe wzory.
"Giń suko!" - głos Peety wypełnia moją czaszkę, po chwili ból pojawia się w mojej klatce piersiowej. "Zabiłaś nas!", "Spalić ją, spalić ją", "Nigdy Cię nie kochałem, bo jak można kochać zmiecha?". Krzyk Matta i obraz twarzy Peety jako zmieszańca, wypełnia moją głowę. Wrzeszczę i natychmiast próbuję wbić paznokcie w skórę, aby skutki osaczania mnie opuściły, jednakże czuję mocny uścisk przy nadgarstkach i kostkach stóp. Głowę mam swobodną, więc z całym impetem walę nią w twarde oparcie krzesła. To pomaga, co sprawia, że odpływam, a halucynacje znikają i...cisza.
           ***
Przez te kilka godzin obmyślałam plan na wydostanie się z tego piekła. Nieraz zastanawiałam się, czy na pewno ucieczka się opłaca, ale szybko wracałam do wniosku, że nie zostało mi nic do stracenia. No może nie tak zupełnie do stracenia. A Matt? A Renesmee? A.....Peeta?
Nie!
Muszę go zniszczyć, to co zrobił mojej rodzinie... Zapłaci za to.
Ni stąd, ni zowąd pojawiają się strażnicy i wstrzykują mi ponownie jakieś substancje, których nie znam, po czym łapią mnie za ramiona i ciągną do miejsca, w którym mam się spotkać z "miłym panem". Gdy dochodzimy do drzwi przebiega przeze mnie dreszcz.
Otwierające się drzwi donośnie skrzypią, a we mnie uderza zapach zapalonego papierosa. Od razu się krztuszę i wszystkie wspomnienia znów powracają. Nigdy nie zapomnę tego jak Snow dał każdemu strażnikowi po dwie paczki papierosów, po czym kazał je wszystkie gasić na moim ciele. Byłam jedną, wielką popieprzoną popielniczką.
- Masz to zgasić! - Słyszę głos Sewasa.
Mężczyzna, który stał przy oknie, natychmiast brał się za ugaszenie papierosa.
- Zapoznałeś się z regulaminem?
Mężczyzna kiwa głową, a mnie przechodzą ciarki. Ma około sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, około trzydziestki, jest ubrany w czarny garnitur. Spogląda to na mnie, to na Sewasa. Na moje nieszczęście strażnicy zamykając drzwi, przekręcili je na klucz. W tej chwili stoję na samym środku pokoju i spróbuję być miła, aby mój plan się powiódł.
Słyszę jego kroki zmierzające ku mnie. Nie mam w sobie na tyle siły, aby spojrzeć mu prosto w oczy. O wiele bardziej wolę wpatrywać się w moje obuwie. Moja czarna sukienka, silnie przylegająca do ciała, do połowy uda ma za zadanie kusić klienta.
Kiedy on kładzie swoją rękę na moje biodro, mam ochotę zwymiotować. Jego oddech przyspiesza kiedy z wielką odrazą, która oczywiście jest widoczna tylko dla mnie, przejeżdżam palcami po jego torsie. Delikatnie próbuję ściągnąć marynarkę lecz zostaję szybko rzucona na łóżko.
Przesadził.
Gdy kładzie się na mnie, ja natychmiast kopię go w bardzo wrażliwe miejsce. Wślizguję się z ohydnych objęć tego zboczeńca. Podbiegam do okna, ściągam szpilkę i wybijam szybę. Oczywiście w całym budynku da się usłyszeć dźwięk alarmu.
- Suko! - Słyszę krzyk, podczas gdy zastanawiam się jak wyskoczyć, aby nie skończyć jako jedna, wielka, czerwona plama na betonie.
Silne szarpnięcie za moje kostki powoduje, że moja twarz z całym impetem uderza o parapet.  Ryczę z bólu zarazem czując jak ciepła ciecz zalewa mi usta. Nagle tracę możliwość zaczerpnięcia powietrza. Wyczuwam jak zaciska się pętla na mojej szyi. Tył mojej głowy pulsuje z powodu licznego uderzania nią o podłoże. Wydaję z siebie bliżej nieokreślone dźwięki. Słyszę jak drzwi z hukiem opadają na podłogę. Silne ręce Sewasa powodują, iż mogę zaczerpnąć powietrza, które również podrażnia moją krtań. Mam wrażenie, że świat wiruje, co dzieje się potem, jest efektem osaczania.  Znów się boję. Głosy wszystkich osób, które znałam odbijają się w mojej czaszce. Krzyki wypełniają moją głowę. Nagle widzę przed sobą mężczyznę ze złotymi włosami. Natychmiast próbuję od niego uciekać, jednak metalowe kajdanki mi na to nie pozwalają.
- Gotowa na zabawę? -  barwa głosu Peety jest taka... nieludzka. Zbliża się do mnie obracając w prawej dłoni ostry nóż. Z dużej odległości mogę rozpoznać, że ma hartowany i polerowany grzbiet, a jego krawędź jest dziwnie "zawinięta" do góry. - Pobawimy się, zmiechu!
- Peeta! Nie! To nieprawda! - krzyczę, ale chłopak wciąż się do mnie zbliża, jego niebieskie tęczówki zamieniają się w czerwone, błyszczą.
- Zamknij się!
Na moim policzku natychmiast pojawia się wielka szrama.
- Przestań! Peeta, proszę... błagam.
Wtem odczuwam jak ostrze noża wbija się w mój brzuch. Blondyn przytrzymuje mnie jedną ręką, a drugą wierci ostrzem w moich wnętrznościach. Jego szalony uśmiech sprawia, że nie mam wątpliwości do tego, iż jest zmiechem. Ból rozsadza moje ciało. Sekunda po sekundzie, czuję jak wbija się we mnie nóż. Centymetr po centymetrze.
Nagle wszystko przyćmiewa biel. Cierpienie odchodzi, a jedyne co odczuwam to ukojenie. Przede mną pojawia się Matt, Renesmee, Prim, Katniss oraz Peeta.... Peeta. Zrywam się i podbiegam do moich bliskich i wrzeszczę, aby odsunęli się od niego. To zmiech! Jednak oni nie reagują na moje prośby. Wtem Matt zawiesza na mnie tępe spojrzenie, a z jego ust wydobywa się szkarłatna krew. Chwytam go i dostrzegam oszczep w jego brzuchu. Kieruję wzrok w stronę zmieszańca i rzucam się na niego. Moje pięści napotykają na swojej drodze jego twarz. Ani na chwilę nie próbuję się powstrzymać. To jest za te wszystkie tortury, morderstwa. Odczuwam dziwną ulgę. Kiedy przestaję, spoglądam na to co z niego zostało. Nie mogę rozpoznać jego twarzy. Wszystko jest takie czerwone, ohydne.... Takie jak ja... Co ja zrobiłam?! Peeta! Wołam jego imię. Karzę mu się  obudzić, ale on mnie nie słucha.
Nie żyje.
To ja go zabiłam.
To ja jestem zmiechem.