wtorek, 15 października 2013

Rozdział IV

Usłyszałam Naav'a nadciągającego z  moim strojem. Już miałam się odwrócić ku styliście, gdy nagle Naav złabłękitne pułapceostatniej chwili i nałożył mi na oczy opaskę.
- Jednak zmieniłem trochę plan i pokażę Ci wszystko, kiedy będzie już po. - Powiedział, szepcząc mi do ucha.
- Dobrze. - Odpowiedziałam mu.
Byłam zaskoczona. Zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia i kazał mi usiąść na krześle. Usiadłam. Poczułam,  że od razu wziął się do pracy z włosami. 
- Może włączymy radio? - Zapytał.
- Oczywiście.  - Odpowiedziałam.
Naav klasnął w dłonie i po chwili usłyszałam melodię. Całkiem uspokajającą i wpadającą w ucho. Naav po około godzinie skończył moja fryzurę i brał się za makijaż. Ściągnął mi opaskę z oczu ale natychmiastowo kazał mi je zamknąć.  Zaczął od nacierania mnie jakąś mazią, a potem malował mi oczy. Skończywszy z moją twarzą, powiedział,  żebym stanęła i wyciągnęła ręce do góry.  Zrobiłam tą czynność i poczułam sztywny gorset lecz miękki jeśli chodzi o dotyk. Stylista dopiął mi coś z tyłu na karku, a później coś długiego na ramiona. Zrobił jeszcze kilka poprawek na mojej twarzy i włosach,  po czym powiedział, że mogę otworzyć oczy. Zrobiłam to. Przed moimi oczami ukazała się piękna dziewczyna w pięknym stroju. Otóż ta dziewczyna miała na sobie czarny, opinający gorset, który sięgał do początku ud, ale rozluźniając się na końcu. Z gorsetu na samą ziemię opadało mnóstwo sznureczków w kolorze żółtym, czerwonym,  pomarańczowym i czarnym. Za głową dziewczyna miała wielki, jakby to nazwać, płomień, który był w odcieni czerwonego i pomarańczowego. Wykonany z jakiegoś materiału, którego nie znała. Natomiast z ramion opadała długa płachta materiału, również w takich samych kolorach jak sznureczki przy dole sukni. Czarne buty były na wysokiej koturnie. Włosy dziewczyny były upięte w kucyka za pomocą czerwonej spinki. Włosy które były pofalowane, swobodnie spadały na  prawe ramię. Makijaż był niewiarygodny. Czarne kreski malowały się na górnej powiece, które kończyły się na skroni. Długie, czarne rzęsy nadawały drapieżności. Górne powieki błyszczały czerwienią. Czerwień nadawała kontrast z niebieskimi oczyma. Usta były pomalowane ostrą, czerwoną szminką. Ta przepiękna kobieta była mną. Szesnastoletnią Mary, która oprócz szycia i rzeźbienia nie skupiała się na niczym innym. Stałam tam wpatrzona w swoje odbicie. Nie mogłam przestać na siebie patrzeć.
- I jak? - Zapytał mężczyzna, który uczynił ze mnie postać jakiejkolwiek nigdy nie mogłam sobie wyobrazić.
- To wszystko.... jest.... po prostu... cudowne, przepiękne. - Wydusiłam w końcu z siebie słowa, które we mnie tkwiły. Rzuciłam się na Naav'a i ucałowałam go w policzek. Najwyraźniej był zaskoczony moją reakcją.
- Uważaj bo się rozmażesz. - Rzekł Naav. - Chodź, to już wszystko. - Wyciągnął do mnie dłoń.
Złapałam jego dłoń i wyszliśmy z pomieszczenia i weszliśmy do windy. Stylista nacisnął przycisk z napisem "Parter" i po minucie już byliśmy na samym dole. Po czym dołączyliśmy do Peety i jego stylisty oraz do Effie i Haymitcha. Peeta ma czarny, przylegający do ciała strój oraz taką samą peleryną jak ja. Muszę przyznać, że wygląda bardzo atrakcyjnie. Widzę jak mierzy mnie wzrokiem. Czuję jak przechodzą mnie ciarki. Szybko przerzucam wzrok na naszych stylistów. Czekam na porady podczas zachowywania się na Paradzie Trybutów.
- Myślałem, żebyście byli poważni i pewni siebie trybutami. - Rzekł stylista Peety.
- Zgadzam się z Nathanem, powinniście nie okazywać słabości, wręcz przeciwnie, wywyższać się ponad wszystkich. - Powiedział Naav.
Westchnęłam. To będzie trudniejsze niż mi się wydawało. Nie umiem być taka. Po prostu nie potrafię.  Idziemy wszyscy do stajni gdzie czekają na nas rydwany zaprzężone w dwa czarne konie. Podchodzimy do ostatniego rydwanu. Nie mam czasu rozglądać się po stajni, ponieważ przybyliśmy jako ostatni. Styliści pomagają nam wejść na rydwan oraz poprawiają nasze stroje. Nagle słyszę jak czyjś głos odlicza od dziesięciu, oznajmujący, że mamy za chwilę wyjeżdżać.
- Jesteś spięta? - Zapytał Peeta.
- A ty byś nie był? - Zapytałam z ironią w głosie.
- No tak, pytanie retoryczne. - Odpowiedział.
Uśmiechnęłam się lekko. Gdy nagle poczułam, że nasz rydwan się poruszył. Przyjęłam wyraz twarzy na groźny, przynajmniej tak mi się wydaję. Słyszę okrzyki Kapitolińczyków na widok wyjeżdżających trybutów. Spojrzałam na Peetę. On również na mnie spoglądał. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Po czym poczułam wiatr, który muska moją twarz. Pojawiamy się my. Nie wiem czy ja nic nie słyszę czy faktycznie Kapitol zamarł?
Cisza opanowała wszystkich.
- Co się dzieje? - Zwróciłam się do Peety.
- Nie wiem, ale robi się trochę niezręcznie. - Wyszeptał. - Chyba najwyraźniej są zaskoczeni naszym strojem.
Miałam ochotę się uśmiechnąć lecz postanowiłam słuchać się rady stylistów. Zauważam nas na wielkim ekranie. Faktycznie wyglądamy oszałamiająco. Nasze peleryny wyglądają tak jakby płonęły, a sznurki, które są przyczepione do mojego gorsetu przykrywają nogi Peety i moje lecz nie okazując moich nóg. Tych sznureczków jest miliard! Wygląda to tak jakby z naszych nóg wydobywały się iskry. Teraz ukazuje się zbliżenie na nasze twarze. Jesteśmy pewni siebie, odważni ale w naszych oczach jest coś w ogóle innego. Ciepło. Dobroć. Jednak nie jesteśmy dobrymi aktorami. Nagle dzieje się coś strasznego. Od naszego rydwanu odpada koło. Obydwoje przechylamy się na lewą stronę. Konie płoszą się natychmiastowo. Biegną jeszcze szybciej. Sprawnie omijają rydwany innych trybutów. Czuję, że spadam. Peeta łapie moją rękę, lecz moja dłoń wyślizguję się z uchwytu. Spadam na głowę. Robię przewroty. Nagle czuję okropny ból z tyłu głowy. Już nic nie widzę. Ciemność mnie przytłacza. Słyszę krzyki, płacz, szlochanie, odgłos zdziwienia, śmiech innych trybutów. Natomiast ja czuję gdy jakiś lepki płyn zalewa mi twarz. Słyszę krzyk Peety ale od razu tracę przytomność.
***
Budzę się. Nic nie pamiętam. Leżę w jakimś ekskluzywnym pokoju. Jestem osłabiona. Wszystko mnie boli. Najbardziej głowa i lewa ręka. Podnoszę prawą dłoń i dotykam głowę. Syczę. Boli niemiłosiernie. Wyczuwam, że głowę mam owiniętą bandażem. Nagle wszystko sobie przypominam jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Jaki wstyd. Jesteśmy pogrążeni. Tylko dlaczego to cholerne koło się odczepiło? Może to sprawka trybutów. Z resztą bym się nie zdziwiła, przyszliśmy jako ostatni.
- Mary, obudziłaś się!
Nawet nie zauważyłam jak Peeta wszedł do pomieszczenia.
- Peeta... Gdzie ja jestem? - Zapytałam się. Nie mam siły nawet żeby mówić.
- Straciłaś przytomność kiedy przybiegłem do ciebie. Lekarze zabrali ciebie na badania, opatrzyli cię i zanieśli cię tutaj, czyli do luksusów, którymi cieszą się trybuci przez ostatni tydzień.
- A wiesz dlaczego te koło odpadło?
- Okazało się, że to zawodowcy z  jedynki, dwójki i czwórki. Ich mentorzy mają zakaz w szukaniu im sponsorów. Podobno chodzą plotki, że będą mieli utrudnione Igrzyska.
- Ale dlaczego to zrobili? - Zapytałam się po dłuższej ciszy.
- Nie wiem, Mary. Jak się czujesz co? - Dotknął mojego policzka.
- Nie najlepiej. Ale żyję.- Zmusiłam swoje mięśnie żeby się uśmiechnąć.
- Odpoczywaj. Jutro możliwe, że pójdziesz na trening. Ja może już pójdę.
- Nie.- Złapałam go za rękę.- Zostań, proszę.
- Dobrze.
Puściłam jego rękę. Przysiadł on na brzegu łóżka i zaczął głaskać mnie po głowie. Patrzyłam prosto w jego błękitne oczy.  Zakochałam się w nich, odkąd je zobaczyłam. Były tak napełnione wewnętrznym ciepłem, sympatią, troską. Moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe, lecz dalej widziałam jak Peeta siedział przy mnie. Trzymał moją dłoń, a drugą ręką głaskał po głowie. Poddałam się. Zamknęłam oczy. Zaspałam. 
Obudziłam się. Przy mnie dalej siedział Peeta, lecz z zamkniętymi oczyma. Jednak został. W pokoju  jest dość ciemno. Jest pewnie wieczór. Czuję się trochę lepiej, lecz dalej boli mnie głowa. Muszę obudzić Peete. 
- Peeta - Nie odpowiada. - Peeta. - Dalej nie odpowiada.
Westchnęłam dość głośno. Podniosłam rękę i potrząsnęłam nim lekko. Natychmiastowo się zerwał i spojrzał na mnie.
- Przepraszam. - Odpowiedziałam cicho z lekką chrypą.- Idź się połóż, Peeta. Zajmij się sobą.
- I tak nie mam po co. I tak umrę tam na arenie. Wcześniej czy później.- Odpowiedział.
- Peeta!- Powiedziałam ostrzejszym tonem.- Nie wolno Ci tak myśleć!
- Mary, ale to już wiadome, albo ty wygrasz albo zawodowcy. Wierzę w Ciebie. Ja jestem bez szans. 
- Peeta.- Zrobiło mi się go żal. - Dasz radę, ja to wiem. Jeszcze je wygrasz, zobaczysz. Widzisz? Ja jestem osłabiona, zawodowcy będą mieli podobno trudniej w Igrzyskach. Masz szansę.
- I inne 23 osoby też ją mają. - Odrzekł.
- Ja teraz radziłabym Ci wziąć kąpiel i położyć się spać.-  Ledwo się uśmiechnęłam.
- Dobrze moja mentorko. Dobranoc.- Powiedział zbierając się do wyjścia.
- Peeta! - Odezwałam się kiedy on już był przy wyjściu. - Dziękuje.
Widziałam już tylko jego uśmiech. Drzwi zamykają się. Postanawiam wyjść do łazienki, za potrzebą. Próbuje wstać, lecz nagle upadam na podłogę. Kurczę! No nic. Musze się przynajmniej doczołgać do tej łazienki. Po jakiś 5 minutach, jestem w łazience. Wspinam się ku lustrze. Nagle udaje mi się stanąć na nogi. Wpatruję się w lustro. Wyglądam okropnie. Jestem cała blada, mam sińce pod oczami, w tym cała głowa opatulona bandażem. Kilka szram nad okiem. Rana na wardze. Siniak na lewym policzku. Gorzej być nie mogło.Opłukuje twarz zimną wodą. Robię to po co tu przyszłam, a raczej doczołgałam i kieruję się do drzwi prowadzących na korytarz. Naciskam lekko klamkę. Gdy słyszę szepty Haymitch'a  z Peetą. 
- Haymitch ale ona nie da rady jutro iść na ten trening! Gdybyś widział jaka jest obolała. Ledwo co mówi. Gdybym sam dorwał tych zawodowców... - Mówi zdenerwowany Peeta. 
- Będziesz miał na to czas na arenie. Musimy dopilnować, aby na arenie, przynajmniej trochę jej ulżyć .- Mówi Haymitch.
Źle się czuję podsłuchując czyjąś rozmowę, więc postanawiam wyjść  na korytarz.Wychodzę. Zamykam drzwi. Widzę jak Haymitch mierzy mnie wzrokiem. Nie zwracam na to uwagi i schodzę na kolację.Widze jak Effie siedzi przy stole z Naav'em. Mają bardzo interesującą rozmowę, pełną powagi. Niestety muszę im to przerwać.
- Cześć.- Odezwałam się nieśmiało. -Czyżby trochę się spóźniłam na kolacje?- Wymusiłam lekki uśmiech na twarzy.
- Jeju, kochanie jak się czujesz?- Zapytała troskliwie Effie.
- Dobrze.
- Mary, po tym jak zjesz kolację, mógłbym poprosić Cię o to abyś porozmawiała ze mną na osobności?- Zapytał bezpośrednio Naav.
- Okej. - Odpowiedziałam. 
Podczas jedzenia kolacji składającej się z sałatki, soku pomarańczowego i bułki z serkiem, zauważyłam, że Naav bacznie mi się przypatrywał. No cóż może chodzi o mój wygląd i myśli co by ze mną uczynić.Kiedy odpowiedziałam na wszystkie pytania zadawane przez Effie dotyczące mojego samopoczucia, Naav wstał z krzesła i wskazał abyśmy poszli do mojego pokoju. Gdy znajdowaliśmy się w pokoju, Naav zaczął mówić jako pierwszy. 
- Więc tak, jak rozumiesz jesteś mocno poturbowana i masz rozciętą głowę. Rany na twarzy i siniaki da się ukryć. Niestety będę miał twardy orzech do zgryzienia z twoimi włosami.
- Ale że co? Co się stało z moimi włosami?- Zapytałam.
- Chodzi o to, że twoje włosy zostały ścięte z powodu zszycia rany na głowie.- Wydukał  z siebie Naav.
Siedziałam na łóżku zszokowana. Nie. Jestem łysa.
- Czyli jestem łysa tak?- Zapytałam.
- Niestety tak. Ale nie martw się doktorzy mają opracowany lek na szybki odrost włosów. Dasz radę. Na razie myśleliśmy abyś chodziła z bandażem na głowie lub z peruką, ale wybór zostawiamy tobie.
-Dziękuje za informacje Naav. Będę chodzić z bandażem. Pójdę jutro na trening.
- A na pewno czujesz sie dobrze? - Wyczuwam od niego nutkę troski.
- Tak Naav,dam radę. - Zapewniłam go.
- Dobranoc Mary.- Mówi i przytula mnie. - Regeneruj siły.
Nawet nie odpowiadałam. Nie mam siły. Za dużo wiadomości i wydarzeń jak na dziś. Wiem jedno. Jutro czeka mnie dzień pełen emocji.

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział III

Budząc się, słyszę donośne pukanie do drzwi. Za pewnie Effie chce mi oznajmić, że  nadeszła pora na śniadanie. Nie myliłam się.
- Mary! Wszyscy na Ciebie czekamy. Proszę. Wyjdź! - Mówiła tak głośno, że zakryłam głowę poduszką.
- Dobra, dobra dajcie mi dziesięć minut. - Wymamrotałam.
- Dobrze, ale za dokładnie dziesięć minut! - Wykrzyknęła Effie.
Wyszłam z łóżka i wzięłam szybką kąpiel pod prysznicem. Ubrałam szeroką, czarną bluzę i szare spodnie dresowe. Ten strój najbardziej mi odpowiadał. Najbardziej przypomniał mi dom. Upięłam włosy w  niedbałego koka. Wchodząc do jadalni, spojrzałam na Effie. Nie była zadowolona z mojego stroju, ale w końcu to moje życie, którym mogę się nacieszyć przez ten tydzień. Nasz mentor tym razem miał swoją ulubioną flaszkę alkoholu. Peeta nie jest zbytnio w humorze. Może dlatego co się stało dzisiaj w nocy? Nie wiem. Siadam na wolnym miejscu. Oczywiście obok Peety.
- To jakie są wasze umiejętności? - Wybełkotał Haymitch.
Tak bardzo bałam się tego pytania. Co ja mam mu powiedzieć? Że umiem robić na drutach?
- Ja nic nie umiem - Odpowiedział blondyn.
- Jak nic?! - Wypowiedziałam automatycznie. - Przecież w piekarni podnosisz worki z mąką. Jego umiejętność to siła. Jest też dobry w zapasach. Ja tylko umiem rozpoznawać rośliny i strugać z drewna co nieco. - Odpowiedziałam. Prawie zapomniałam o moich umiejętnościach w rzeźbieniu w drewnie. Nie przyznałam się przed Matt'em i Renesmee, bałam się, że mogą mnie wyśmiać. Nagle słyszę głos Haymitcha.
- Skarbie, ja wiem, że umiesz o wiele więcej niż myślisz.- Oczywiście to było skierowane do mnie. Uwielbiałam ironię Haymitcha oraz jego sarkazm ukryty w każdej wypowiedzi. Blondyn patrzył na mnie ze zdziwieniem. Pewnie się zastanawia skąd ja tyle o nim wiem. Odkąd zaczęłam się nim bardziej interesować, śledziłam każdy jego ruch. Wiedziałam, że kocha inną dziewczynę. Zaakceptowałam to. Przecież nie będę Kapitolem i manipulowała ludźmi. Siedziałam tak zamyślona, patrząc w jeden punkt. Nagle czuję bolesne pchnięcie w bok. To Peeta szturchnął mnie łokciem. Natychmiastowo przytomnieję i niemal się wywracam wymachując rękami we wszystkie strony.  Cudem odzyskuje równowagę na krześle. Wszyscy się na mnie patrzą. No proszę. Effie chichocze, a Haymitch za chwile wybuchnie śmiechem. Z oburzeniem wychodzę z jadalni i idę prosto do mojego pokoju. Nawet nie tknęłam nic do jedzenia. Przypominam sobie, że mogę zamówić sobie jedzenie do pokoju. Natychmiastowo będąc już w sypialni wciskam przycisk i nachylam usta do mikrofonu gdy nagle do mojej 'strefy' wchodzi Peeta. Nawet nie pukając.
- Co to za maniery nie pukając do drzwi? - Zwracam się do niego, uśmiechając się.
- Myślałem, że nie będzie ci to przeszkadzać. Dlaczego nagle wyszłaś? - Zapytał.
- Nienawidzę jak ktoś się ze mnie wyśmiewa.Ot taka dla ciebie ciekawostka.- Odpowiadam ponuro.
- Ale nie musisz się tak zachowywać.  Teraz w jadalni, Kapitol ma jedno krzesło mniej.- Śmieje się.
- Haha, bardzo zabawne. Możesz już wracać do siebie. - Mówiąc słowo "siebie" robię palcami znak cudzysłowu. Peeta chichocze.
- Oj Mary, Mary coś ci żart się wyostrza. - Odpowiedział.
Natychmiast widzę jak rzucona przeze mnie poduszka ląduje u niego na twarzy. Blondyn podnosi poduszkę z podłogi i kładzie ją na łóżko.  Nigdy dotąd nie mogłam tak porozmawiać otwarcie z nikim oprócz mojego brata. Ciekawe co robią? Moja rodzina. Zawsze miałam nadzieję, że  nas nie wylosują na Dożynkach. Miałam rację ale musiałam się zgłosić. Raczej nie musiałam ale jakiś głos we mnie podpowiadał mi żebym to zrobiła. Moje rozmyślania przerywa dźwięk zamykanych drzwi. Cicho westchnęłam. Gramolę się do okna. Nagle stoję jak wryta. Przed moimi oczami rozciąga się Kapitol. Faktycznie jego widok zapiera dech w piersiach.  Długo nie potrwała chwila "nakarmienia" moich oczu. Widzę już tylko czerń. Pewnie wjechaliśmy do tunelu. Idę szybko do łazienki i biorę prysznic. Wolę się przyszykować na wyjście z pociągu. Po osuszeniu całego ciała i włosów przechodzę do wielkiej szafy i mój wybór pada na elegancką i klasyczną sukienkę o kolorze czerni. Na obojczykach sukienka ma kolor lekkiego różu lecz reszta jest cała czarna. Ubieram jasne różowe balerinki. Tradycyjnie rozpuszczam włosy i wychodzę z przedziału. Kiedy jestem już w salonie, siadam na sofie.Czekam na wyjście do Kapitolu. Nie obchodzi mnie mój wygląd ale cóż Effie na sto procent kazałaby mi się przebrać, gdyby zobaczyła mnie w wcześniejszym stroju. Tak to ją przynajmniej zaskoczę. Uśmiecham się w duchu. Mija jakieś trzydzieści minut i w pomieszczeniu widzę Effie. Kiwa głową i mówi, że jestem przykładem dla innych, jeśli chodzi o punktualność. No chyba trochę przesadziła. Ja przykładem dla innych? Chyba głowa ją boli od noszenia peruk. Zaczynam chichotać. Trinket opiera swoje ręce na biodrach i kręci głową, po czym w swojej ciasnawej spódniczce kieruje się do wagonu z naszymi pokojami. Czekam cierpliwie na wszystkich. Może zbyt bardzo się pospieszyłam? Możliwe. Kieruje się do baru, który znajduje się w Jadalni. Zamawiam gorącą czekoladę, rogalika z nadzieniem czekoladowym oraz herbatniki. Awoks  zanosi moje zamówienie do salonu pomimo moich sprzeciwów, że ja zaniosę, pokręcił głową i nie pozwolił mi wziąć ani na chwilę tacy. Zapomniałam, że Awoksom można tylko rozkazywać. Musiałabym być jakoś nie czułą osobą, by tak postąpić. Dziękuje mu, a on tylko kiwa głową. Boże, co za biedni ludzie. Wiadomo, że ukarano ich za wykroczenia ale żeby ucinać im języki... No tak przecież to Kapitol tu wszystko jest możliwe. Gdy Awoks odszedł postanawiam zanurzyć herbatnika w czekoladzie. Zaczęłam się rozkoszować. Stwierdzam iż takie połączenie bardzo dobrze smakuje. Robię tak jeszcze kilka razy i zjadam rogalika oraz kończę pić gorącą czekoladę. Akurat gdy zakończyłam swój posiłek do salonu wkracza Peeta, Effie oraz Haymitch. Wstaję i dołączam do nich. Nadszedł czas  podróży do Centrum Odnowy. Drzwi od wagonu otwierają się. Na zewnątrz roi się od reporterów. Błyski fleszu oślepiają mnie, ale brnę do przodu. Po pięciu minutach wsiadamy do samochodu. Effie nazywa ten samochód limuzyną. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego określenia. Wysiadamy przed wielką budowlą całą oszkloną i oświetloną w różnych kolorach tęczy. Strażnicy Pokoju otaczają nas, żeby nic się nam nie stało. Wchodzimy do środka. Oślepiająca biel panująca w korytarzu rzuca się w oczy. Podchodzimy do dwóch kobiet o błękitnych włosach. Prowadzą  mnie i Peete przez długie korytarze. Trafiam do pomieszczenia gdzie znajduje się, za pewnie moja ekipa przygotowawcza. Ekipa składa się z dwóch mężczyzn i dwóch kobiet. Mężczyźni wyglądają nawet normalnie, ale tego samego nie mogę powiedzieć o kobietach. Jedna ma brązową skórę i czarne włosy poprzeplatane z kolorem niebieskim, a druga, burzę kolorów na głowie, która spływa jej do ramion, ma dość bladą skórę i mocny makijaż.  Podeszłam do nich i od razu zaczęłam się witać.
- Dzień Dobry jestem Mary.- Powiedziałam nieśmiało, wyciągnęłam rękę do kobiety z niebiesko-czarnymi włosami.
- Witaj! Analee jestem.- Odpowiedziała nawet całkiem normalnie. - A to Edeanne - Wskazała na burzę kolorów.
- Ja jestem Naav. - Rzekł dość  przystojny mężczyzna z zarostem na twarzy.  Miał czarne włosy z jednym pasemkiem zieleni. Jego czarne oczy na pewno skusiły nie jedną kobietę.  Podał mi rękę po czym objął mnie po przyjacielsku. Drugi chłopak to blondyn z zielonymi oczyma.    Nie umie mówić i tylko wyciągnął ku mnie prawą dłoń, która była pokryta podłużnymi bliznami.  Miał przypięty do koszuli identyfikator gdzie przeczytałam, że ma ma imię David.
- Przebierz się Mary za tym parawanem w tą koszulę - Powiedział Naav. Odniosłam wrażenie, że to on jest szefem całej grupy. Zrobiłam to co mi kazano i położyłam się na stole, po czym oddałam swoje ciało Ekipie, żeby zrobili ze mną 'porządek'. Wydepilowali wszystkie moje kończyny, pachy, krocze, plecy, brzuch. Wyregulowali mi brwi.  Wyszorowali całą skórę do perfekcyjnej czystości. Po czym zanużyli mnie w olejku łagodzącym, natarli kremami i olejkami oraz umyli, wysuszyli i rozczesali moje włosy. Ubrana w delikatny szlafrok zostaję odprowadzona przez Naav'a do osobnego pomieszczenia gdzie spotkam się z swoim stylistą.  Stoję właśnie na podeście. Na szczęście mam na sobie szlafrok, ale i tak czuję sie naga.  Nareszcie otwierają się drzwi i do pokoju wkracza Naav. Stoję jak wmurowana. Czy on jest moim stylistą?  Pewnie tak. Mam nadzieję, że nie ma jakiegoś idiotycznego stroju przygotowanego specjalnie dla mnie w tamtym roku trybuci z naszego dystryktu byli przebrani za węgiel.  Mieli wtedy na sobie wielką czarną kulę. 
- Pewnie jesteś zaskoczona, że jestem twoim stylistą ale musiałem zastąpić w Ekipie Eleonorę ponieważ dopadła ją choroba. Czy mógłbym poprosić cię o zdjęcie szlafroka? Muszę zobaczyć twoje ciało i wiedzieć co będzie ci pasować.
- Tak, oczywiście.  - Odrzekłam i zdjęłam szlafrok.
Naav zaczął oglądać każdy centymetr kwadratowy mojego ciała. Czułam się dość niezręcznie.  Na szczęście podał mi szlafrok i kazał usiąść na sofie. Usiadł koło mnie  i nacisnął przycisk na oparciu, a z podłogi wysunął się suto nakryty stół.  Naav zaczął konwersację.
- Masz naprawdę świetną figurę jak na szesnastolatkę. Twoja figura przypomina mi kształt klepsydry. Masz wąską talię. Szerokie biodra oraz duży biust. Każda kobieta z Kapitolu będzie zazdrosna. Twoja twarz jest nieskazitelna, taka niewinna zarazem. Mogłabyś być żoną Finnicka Odair'a. Naprawdę do siebie pasujecie, według mnie. - Zaśmiał się.
Na pewno jestem zarumieniona, kto by nie był,  gdyby ktoś prawił mu same komplementy?
- Jakoś nie zwracałam zbytniej uwagi na swój wygląd,  ale dziękuje za miłe słowa.  Czy w tym roku zaplanowałeś ubrać nas za węgiel, górników czy worki z węglem? - Zapytałam prosto z mostu, nie mam ochoty bawić się w jakieś podchody.
- Oczywiście, że nie. Mnie wręcz bawiły takie stroje. Mam zaplanowany całkiem fajny strój który będzie eksponował twoje walory. Proszę odwróć się i zamknij oczy, a ja skoczę po strój. Dobrze? - Zapytał.
Nie miałam innego wyboru, odwróciłam się i zamknęłam oczy. Jestem strasznie ciekawa co przygotował dla mnie Naav.

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział II

Słyszę jak z hukiem zamykają się za mną drzwi. Nadszedł czas pożegnania się z bliskimi. Pokój jest urządzony dosyć bogato, nad głową wisi żyrandol z samych kryształów, mam wrażenie, że zaraz runie na podłogę. W ciszy zastanawiam się jak wytłumaczę swój wyczyn przed Renesmee i Matt'em. Dlaczego tak postąpiłam. Przecież nie umiem się posługiwać żadną bronią, igła krawiecka nie wchodzi w grę. Umiem tylko rozpoznawać rośliny, przynajmniej to, da mi jakąś szansę na przeżycie. Nagle otwierają się drzwi. Strażnik jak zwykle oznajmia, że mamy pięć minut. W drzwiach stoją zapłakani Renesmee i Matt. Matt wyrywa się z rąk Renesmee i szybko podbiega do mnie, ściskając tak mocno, że ledwo co mogę oddychać.
- Mary dlaczego to zrobiłaś? - zapytał rozpaczliwie.
- Ponieważ nie mogłam dopuścić, aby mała dziewczynka miała walczyć na śmierć i życie.- Ostatnie dwa słowa ledwo przeszły mi przez gardło.- Renesmee,  Katniss powinna dawać wam mięso które upoluje, będziecie utrzymywać się z szycia oraz roślin leczniczych które Matt będzie zbierał. Poradzicie sobie.
-Mary wiedz, że Cię kochamy. Dasz sobie radę. Jesteś sprytna i znasz się na roślinach i na zwierzętach też. Masz wygrać te cholerne Igrzyska, rozumiesz?! -  Powiedziała stanowczo Renesmee.
-Ja też was kocham. - Przytuliłam ich mocno, nagle po policzkach poleciały mi łzy. Strażnik nagle wtargnął do pomieszczenia  i zabrał moją rodzinę. Jedyną rodzinę. Ciekawe czy przyjdzie ktoś jeszcze, w duchu mam cichą nadzieję, że moje odwiedziny się jeszcze nie skończyły. Znowu otwierają się drzwi. W progu stoi Katniss z Primrose. Ocieram szybko łzy  i czekam na słowa które wypowiedzą. Wiem co powiedzą. Katniss spogląda mi prosto w oczy. Jej spojrzenie mówi wszystko. Przytulamy się obie.
- Dziękuje, że uratowałaś Prim i mnie.- Wyszeptała swoim pięknym głosem. Nieraz słyszałam jak śpiewała piosenki. Ma tak piękny głos, że aż Kosogłosy zamierają na chwilę po czym powtarzają tę samą melodię. Nagle Prim podchodzi do mnie. Mówi, że na pewno dam radę. Wiem, że nie dam. Nie mam szans z Zawodowcami z bogatszych Dystryktów. Jak przeżyję to będzie tylko i wyłącznie cud. Odwiedziny dobiegają końca. Katniss wychodzi. Po kilku minutach wchodzi Effie i jednym gestem ręki zaprasza mnie do wyjścia. Teraz pewnie przejdziemy do pociągu. Wychodzimy na zewnątrz. Obok mnie idzie Peeta. Kątem oka widzę zaczerwienione oczy od płaczu. Moje również muszą wyglądać tak samo. Gromadka reporterów robi nam zdjęcia i filmuje nas, aby później pokazać to wszystko w Kapitolu oraz całemu Panem. Jak zwykle robią to Trybuci, stajemy w drzwiach do wagonu, aby pokazać nasze twarze kamerom. Nie podoba mi się to. Ukazuje to tylko jak jesteśmy słabi. Słabi. Chyba słaba. Peeta na sto procent jest ode mnie silniejszy fizycznie i psychicznie. Wiem, że w piekarni nosił pięćdziesięciokilogramowe worki z mąką. Na pewno zdobędzie dużo sponsorów którzy będą chcieli ratować miłego chłopaczka, syna piekarza. Eh, ja zawsze zrobię coś najpierw, potem pomyślę. Teraz już za późno. Wchodzimy do wagonu. Przed naszymi oczami ukazuję się pięknie urządzony i wystrojony salon. Ściany są koloru uspokajającej zieleni oraz pokryte wieloma obrazami. Obrazy najczęściej ukazują naturę oraz zwierzęta. Na środku salonu stoi sofa na której pomieści się bez problemu pięć osób. Na przeciw sofy znajduje się stolik do kawy, a przed nim wielki ekran. Wchodzimy do następnego przedziału. Tutaj znajduje się korytarz w kolorze wściekłej czerwieni. Effie zaprowadza nas do naszych pokoi, żeby się odświeżyć. Wkraczam do mojej sypialni. Kolor sypialni jak najbardziej mi pasuje. Niebieski. Na przeciw drzwi znajduje się łóżko na którym zaścielona jest ładnie pościel, a na nią zarzucony również niebieski koc. Szybko wskakuje na łóżko niczym dziecko i wtulam się w pościel. Jest tak miękka, aż mam wrażenie, że zapadam się w jakieś  chmurze która mnie z trudem podtrzymuje. Nagle opamiętuje się i szybko podchodzę do drzwi, owe drzwi prowadzą do łazienki w której znajduje się wielki prysznic, toaleta oraz umywalka, a nad nią wisi lustro. Migiem ściągam z siebie ubranie i wskakuje do prysznica. Spostrzegam panel nawigacyjny  w którym mogę ustawić temperaturę wody, zapach żelu pod prysznic, zapach szamponu oraz masaże.Wybieram ciepłą wodę, truskawkowy szampon do włosów oraz żel o zapachu arbuza. Masaż na razie nie jest mi  potrzebny. Staję na matę i szybciutko zostaje osuszona wraz z włosami. Biorę ręcznik i wychodzę z łazienki. Nagle zauważam kogoś w mojej sypialni, siedzącym na łóżku. To Peeta. Nagle czuję jak na policzkach robią mi się rumieńce. Czego on tutaj chce? Nawet nie wiem co mam powiedzieć. Stoję jak wryta opatulona ręcznikiem który zasłania moje nagie ciało.
- Co się stało? - pytam tak cicho, że nawet sama nie słyszę swojego głosu.
- Absolutnie nic, chciałem z Tobą porozmawiać lecz wybrałem chyba najmniej odpowiedni moment -Odpowiedział Peeta. Jestem w szoku, że usłyszał niemal moje myśli.
-Najwyraźniej. - Odpowiadam, nadal stojąc w ręczniku. - Czy pozwolisz mi się ubrać? - Zapytałam go nadal się rumieniąc.
-Tak jasne, przecież to twój pokój. Przepraszam. - Powiedział spokojnym tonem i wyszedł.
Nareszcie niezręczna atmosfera która panowała w tym pomieszczeniu przez pięć minut, odeszła wraz z wysokim blondynem. Odetchnęłam z ulgą. Staję przed wielką szafą. W niej znajdują się wielobarwne sukienki, koszule, spodnie. Jednym słowem WSZYSTKO. Skusiłam się na długi, beżowy sweter i ciemne brązowe dżinsy. Rozczesuję włosy i zostawiam je rozpuszczone. Słyszę pukanie do drzwi.Wiem kto to, to Effie.
- Mary, chodź na kolację, wszyscy na Ciebie czekamy.- Te zdanie powiedziała bez swojego kapitolińskiego akcentu. Ten głos był jednakże troskliwy.
Bez żadnego odzewu z mojej strony podążyłam za Effie. Do jadalni przechodzimy przez salon. Nagle widzę Peetę z Haymitchem. Pijanym, jak zwykle. Jednak ten chłopak ma jakiś wpływ na niego. Haymitch jest całkiem spokojny i bez swojej butelki z Whiskey. Zasiadam obok Peety. Niemalże czuję emanujące od niego ciepło. Przyprawia mnie to o dreszcze, sama nawet nie wiem czemu. Awoksi podają nam kolację. Menu naszej kolacji składa się z Żeberek w sosie barbecue, sałatki z pomarańczy i daktyli, babeczek czekoladowo-wiśniowych oraz Chowder z kukurydzą, czyli zupa z ryb i owoców morza. Tyle zapamiętałam z gadania Effie. Oczywiście na stole leżały owoce, słodycze i pyszne ciasta. Moja kultura osobista nakazywała mi powiedzieć wszystkim 'Smacznego!'. Tak też zrobiłam, wszyscy podziękowali, a Effie kiwnęła głową, uśmiechając się. Była ze mnie dumna. Przy kolacji nic nie mówiliśmy, tylko wymienialiśmy się spojrzeniami. Po wykwintnych daniach, z zapełnionym brzuchem 'doczołgałam się' do salonu, aby zobaczyć transmisję z dzisiejszych Dożynek. Usiadłam obok Peety, ale na tyle daleko aby nie okazywać mu żadnych uczuć. Z pierwszego Dystryktu zapamiętałam niskiego, ale umięśnionego bruneta o imieniu Anto i dziewczynę o bardzo długich blond włosach, zaplecionych w warkocz. Oczywiście zgłosili się na ochotnika. Nie rozumiem dlaczego chcą brać udział w takich grach? Dlaczego trenują od małego na zabójce rządnym krwi? Naprawdę nie rozumiem. Teraz czas na czwarty Dystrykt ale momentalnie zasypiam. Budzę się w środku nocy w mojej sypialni. Kto mnie zaniósł? Awoksi? Na pewno nie, a Haymitch nie miałby na tyle siły. Znam tylko jedną odpowiedź. To Peeta. Wstaję z łóżka i idę w stronę łazienki. Opłukuję twarz zimną wodą i przyglądam się w lustrze. Zastanawiam się czy jestem ładna. Może. Szybko trzęsę głową i wyrywam się z zamyśleń. Na miłość Boską. Za  kilka dni będę leżeć pewnie na arenie i krwawić od zadanych mi ran, a ja teraz myślę czy jestem śliczną dziewczyną. Nagle dochodzę do wniosku, że i tak to nie ma znaczenia oraz , że nie przyśniły mi się żadne koszmary jak dotychczas. Wychodzę z przedziału. Idę do salonu się odprężyć. Światło jest zgaszone, nie będę go włączać, żeby nie obudzić innych. Jednym susem wskakuje na sofę. Nagle słyszę jęk wydany przez czyjeś gardło i czuję wbite kości we mnie. Zszokowana nie mogę się ruszyć. Leżę na kimś, a moje ciało odmawia mi posłuszeństwa.W ciemności dostrzegam niebieskie oczy. Wiem do kogo należą. Czuje jak Peeta się podnosi. Łapie mnie w talii i delikatnie przesuwa mnie na sofę. Nie wiem co robić. Peeta w ciemności odszukuje małą lampkę i zaświeca ją. Patrzy mi prosto w oczy.
- Przepraszam Cię. Bardzo przepraszam, ja... ja nie wiedziałam, że ktoś tu może być. Przepraszam.- Mówię przerażona. Boję się jego reakcji.
- Nic się nie stało Mary. Skąd mogłaś wiedzieć, że akurat będę tu leżeć. Widzę, że nie tylko ja, nie mogę zasnąć. -Uśmiecha się do mnie lekko.- Słodko zasnęłaś na powtórce. Postanowiłem Cię zanieść.- Kiedy zakończył zdanie, szerzej otworzyłam oczy. Dlaczego on mi to mówi? Dlaczego po prostu nie karze mi odejść? Przygląda mi się uważnie. Nagle czuję dotyk jego palców na moim policzku.
-Masz coś na policzku.- Dodaje Peeta.
Nie przeszkadza mi to, że nadal dotyka mojego policzka. Wręcz pasuje mi to.
-Jakaś plamka. Pasta do zębów? - Pyta,uśmiechając się przy tym.
-Ee tak, tak. Myłam zęby.Mniejsza z tym. Mam jedno pytanie, co chciałeś dzisiaj ode mnie?- Zapytałam.
-Chciałem się zapytać, dlaczego zgłosiłaś się za Prim.- Odpowiedział spokojnie.
-Nie chciałam aby Katniss zgłaszała się na ochotnika. Nie chciałam aby straciła rodzinę. Z resztą nawet nie byłam potrzebna w domu bo Renesmee się zajmowała wszystkim, ja tylko szyłam.- Wzięłam głęboki oddech, oczekiwałam odpowiedzi od Peety.
-Mary ale ty też masz rodzinę. Na pewno jesteś im potrzebna.- Szybko powiedział. Nie zamierzam już więcej mówić. Mam tylko jedno, nurtujące mnie pytanie.
-Peeta... przepraszam, że oto cię proszę, ale czy mógłbyś mnie... przytulić?- Zapytałam nieśmiało
-Jasne.
Nie musiałam dłużej czekać, poczułam jego silne ręce na plecach. Jego ciepło. Dla mnie on jest aniołem. Tkwiliśmy tak z pięć minut. Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu jest dla mnie miły. Wiem, że on kocha Katniss oraz, że jest mi wdzięczny ponieważ ją uratowałam. Teraz wiem, że moje uczucia są słuszne co do niego.

Kocham go.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział I

Budzę się właśnie ze snu. Jak zwykle koszmary przychodzą  we śnie, wspomnienia związane ze śmiercią moich rodziców również się pojawiają. Zginęli nie wiadomo dlaczego. Cały czas myślę że to sprawka Snow'a. Cała oblana zimnym potem, nie mogę dalej rozmyślać, ponieważ z zamyśleń wyrywa mnie mój brat, Matt.
-Mary co się stało? Dlaczego nie śpisz? 
-Miałam zły sen. Nie przejmuj się to tylko sen.- Mówię mu i szybko wstaje z naszego wspólnego łóżka - Bądź cicho bo przyjdzie Renesmee.- dodaję po chwili.
Szybko wstałam i się ubrałam. Jest świt. Promienie słońca wpadają przez okno, rozbijając ciemność w pomieszczeniu. Kiedyś pokój miał białe ściany, ale przez biedę która panuje w dwunastce, nie stać nas na pomalowanie ścian. Teraz są szare i brudne.Ubieram się w moją podartą bluzę. Muszę ją zeszyć. Wchodzę do kuchni. Nie jestem pewna czy mogę nazwać to pomieszczenie kuchnią. Mały piecyk, stół z trzema krzesłami i jedna szafka, oto umeblowanie kuchni. Wchodząc, wyczuwam zapach jajecznicy. Nie wiem skąd Renesmee wzięła jaja, ale ten  posiłek będzie tak cenny, że nie będę go wstanie ruszyć. Nagle przede mną staje kobieta w podeszłym wieku o siwych, krótkich włosach, z niebieskimi oczyma.Tak to Renesmee.
-Witaj Mary, już miałam was zawołać na śniadanie.-Odparła spokojnie.
Tak ta kobieta nas przygarnęła po śmierci rodziców, inaczej byśmy wylądowali w Domu Komunalnym.Jest bardzo spokojna i zawsze budzi nas tak wcześnie. Kochamy ją jak naszą babcię. Nie wiem co by się stało gdyby Renesmee nie istniała. Po zjedzeniu śniadania, siedzimy na starych krzesłach, które sprawiają wrażenie, że za chwilę się rozpadną. Nasza 'babcia' zdobyła też dużą płachtę materiału i brązowy pasek. Okazuje się, że ten materiał to bawełna. Musiało to ją dużo kosztować. Z radości przytulam ja tak mocno, aż zwraca mi uwagę, że ją uduszę. Szybko ją puszczam i całuję ją w policzek. Renesmee tym podarunkiem podsunęła mi pewien pomysł. Będę mogła uszyć sobie sukienkę. Materiał ma kolor beżu. Nagle przytomnieję i przypominam sobie, że jutro Dożynki. Dzień w którym skazuje się nastolatków na pewną śmierć.Wybiera się dziewczynę i chłopaka (od 12 do 18 lat) z każdego dystryktu i zamyka się wszystkich na arenie, na której mają wszyscy się pozabijać nawzajem. Nie rozumiem tych całych igrzysk. Jeszcze dwa lata i nie będę musiała brać udziału w tej chorej grze, ale mój brat... Jutro będą jego drugie dożynki. Gdyby można było, zgłosiłabym się za niego. Została mi tylko nadzieja,  że Effie Trinket nie będzie trzymała małej karteczki z naszymi imionami i nie przeczyta ich swoim kapitolińskim akcentem. Zabieram się do szycia mojej sukienki. Skończę ją na pewno popołudniu. Renesmee daje mi maszynę do szycia ( Renesmee jest krawcową) i wykrzykuje: "Do Dzieła!"
 ***
Dzisiaj Dożynki. Rozpuszczam włosy które są pofalowane. Bez problemu ubieram sukienkę. Góra sukienki jest obcisła lecz jest też na tyle luźna żeby oddychać. Rękawy sięgają do łokcia, a dół sukienki jest rozłożysty. Talia jest podkreślona cienkim, brązowym paskiem. Matt i Renesmee oddają w moim kierunku pochwały. Gdy wszyscy jesteśmy gotowi wychodzimy z naszej chatki w Złożysku i wtapiamy się w tłum. W tłumie zauważam Katniss z Prim. Znam je, wiele razy przychodziłam do ich mamy z Matt'em. Wymieniałam się z nią materiałem w zamian za mięso. Katniss też opiekowała się moim bratem. Prim zaprzyjaźniła się z nim, była tylko o rok młodsza. Podchodzę zgłosić swoja obecność. Wbijają mi igłę w palec po czym przykładają do kartki. Odszukuję Katniss w naszym przedziale wiekowym i chwytam ją za rękę. Wiem co czuje w tej chwili. Widzimy jak na scenę wchodzi pijany Haymitch, burmistrz i Effie Trinket.
Burmistrz wygłasza swoją przemowę, po czym na wielkim ekranie okazuje się film, ten sam jak co roku. Teraz wchodzi Effie i wita nas tradycyjnym okrzykiem: "Wesołych Głodowych Igrzysk! Niech los zawsze wam sprzyja!" Myślę teraz o moich dwudziestu kartkach wrzuconych do szklanej kuli. Pobierałam astragale żebyśmy nie poumierali zbyt wcześnie. Effie w różowej peruce i zielonym stroju oznajmia nam, że damy mają pierwszeństwo i podchodzi do kuli. Wkłada rękę głęboko i po chwili wyciąga karteczkę. Powtarzam cały czas w myślach, że to nie ja, nie ja nie ja. Tak bardzo się boję. Trinket podchodzi do mikrofonu i czyta imię i nazwisko dziewczyny która wyjdzie na rzeź.
- Primrose Everdeen.
Odetchnęłam z ulgą że to nie ja, nagle przypominam sobie, że to siostra Katniss. Dziewczyna natychmiastowo ściska mi rękę z całej siły. Wiem że Katniss zgłosi się na trybuta. Powstrzymuje ją. Prim wychodzi na scenę. Effie pyta czy są jacyś ochotnicy. Słychać tylko jeden krzyk.
- Zgłaszam się na trybuta!
Dociera do mnie, że głos który było słychać należy do mnie. Automatycznie idę w stronę sceny i wychodzę po schodkach. Staję obok Effie.
- Jak się nazywasz? -pyta Effie.
-Mary Morrison.
-Powitajmy  naszą pierwszą ochotniczkę!-wykrzyknęła radośnie- Teraz czas na panów!
Dostrzegam Matt'a i Renesmee. Widzę jak z ich oczu wyjawiają się łzy. Widzę również Katniss i Prim, która jest wtulona w Katniss. Patrzy na mnie smutno. Wiem że chcę mi wyszeptać jedno słowo: " Dziękuje".
Nagle słyszę głos mojej przyszłej opiekunki.
-Peeta Mellark.
Stoję jak wmurowana. Ściskam dłonie w pięści. Widzę jak zszokowany wchodzi na scenę. Przez chwilę nasze spojrzenia się skrzyżowały. Na pewno ma nadzieję, że stanie się nagle cud i ktoś go zastąpi, jednakże na pewno się tak nie stanie. Gdy wszedł na scenę, Effie karze nam podać sobie dłonie. Jego uścisk jest mocny. Patrzymy sobie prosto w oczy. W jego spojrzeniu łatwo można dostrzec strach. Opiekunka prezentuje nas i oddaje w ręce Strażników Pokoju którzy zabierają nas do Pałacu Sprawiedliwości, abyśmy pożegnali się z bliskimi.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Witam !

Witajcie na moim blogu. :)
Nazywam się Mańka i tak będę się też podpisywać. Będę tutaj opisywać historię(fan fiction)  pewnej dziewczyny o imieniu Mary (Opowiadanie będzie się opierało na trylogii S.Collins "Igrzyska Śmierci"). Zapraszam do czytania. Wkrótce umieszczę tutaj pierwszy rozdział. :) Pozdrawiam !