poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział III

Budząc się, słyszę donośne pukanie do drzwi. Za pewnie Effie chce mi oznajmić, że  nadeszła pora na śniadanie. Nie myliłam się.
- Mary! Wszyscy na Ciebie czekamy. Proszę. Wyjdź! - Mówiła tak głośno, że zakryłam głowę poduszką.
- Dobra, dobra dajcie mi dziesięć minut. - Wymamrotałam.
- Dobrze, ale za dokładnie dziesięć minut! - Wykrzyknęła Effie.
Wyszłam z łóżka i wzięłam szybką kąpiel pod prysznicem. Ubrałam szeroką, czarną bluzę i szare spodnie dresowe. Ten strój najbardziej mi odpowiadał. Najbardziej przypomniał mi dom. Upięłam włosy w  niedbałego koka. Wchodząc do jadalni, spojrzałam na Effie. Nie była zadowolona z mojego stroju, ale w końcu to moje życie, którym mogę się nacieszyć przez ten tydzień. Nasz mentor tym razem miał swoją ulubioną flaszkę alkoholu. Peeta nie jest zbytnio w humorze. Może dlatego co się stało dzisiaj w nocy? Nie wiem. Siadam na wolnym miejscu. Oczywiście obok Peety.
- To jakie są wasze umiejętności? - Wybełkotał Haymitch.
Tak bardzo bałam się tego pytania. Co ja mam mu powiedzieć? Że umiem robić na drutach?
- Ja nic nie umiem - Odpowiedział blondyn.
- Jak nic?! - Wypowiedziałam automatycznie. - Przecież w piekarni podnosisz worki z mąką. Jego umiejętność to siła. Jest też dobry w zapasach. Ja tylko umiem rozpoznawać rośliny i strugać z drewna co nieco. - Odpowiedziałam. Prawie zapomniałam o moich umiejętnościach w rzeźbieniu w drewnie. Nie przyznałam się przed Matt'em i Renesmee, bałam się, że mogą mnie wyśmiać. Nagle słyszę głos Haymitcha.
- Skarbie, ja wiem, że umiesz o wiele więcej niż myślisz.- Oczywiście to było skierowane do mnie. Uwielbiałam ironię Haymitcha oraz jego sarkazm ukryty w każdej wypowiedzi. Blondyn patrzył na mnie ze zdziwieniem. Pewnie się zastanawia skąd ja tyle o nim wiem. Odkąd zaczęłam się nim bardziej interesować, śledziłam każdy jego ruch. Wiedziałam, że kocha inną dziewczynę. Zaakceptowałam to. Przecież nie będę Kapitolem i manipulowała ludźmi. Siedziałam tak zamyślona, patrząc w jeden punkt. Nagle czuję bolesne pchnięcie w bok. To Peeta szturchnął mnie łokciem. Natychmiastowo przytomnieję i niemal się wywracam wymachując rękami we wszystkie strony.  Cudem odzyskuje równowagę na krześle. Wszyscy się na mnie patrzą. No proszę. Effie chichocze, a Haymitch za chwile wybuchnie śmiechem. Z oburzeniem wychodzę z jadalni i idę prosto do mojego pokoju. Nawet nie tknęłam nic do jedzenia. Przypominam sobie, że mogę zamówić sobie jedzenie do pokoju. Natychmiastowo będąc już w sypialni wciskam przycisk i nachylam usta do mikrofonu gdy nagle do mojej 'strefy' wchodzi Peeta. Nawet nie pukając.
- Co to za maniery nie pukając do drzwi? - Zwracam się do niego, uśmiechając się.
- Myślałem, że nie będzie ci to przeszkadzać. Dlaczego nagle wyszłaś? - Zapytał.
- Nienawidzę jak ktoś się ze mnie wyśmiewa.Ot taka dla ciebie ciekawostka.- Odpowiadam ponuro.
- Ale nie musisz się tak zachowywać.  Teraz w jadalni, Kapitol ma jedno krzesło mniej.- Śmieje się.
- Haha, bardzo zabawne. Możesz już wracać do siebie. - Mówiąc słowo "siebie" robię palcami znak cudzysłowu. Peeta chichocze.
- Oj Mary, Mary coś ci żart się wyostrza. - Odpowiedział.
Natychmiast widzę jak rzucona przeze mnie poduszka ląduje u niego na twarzy. Blondyn podnosi poduszkę z podłogi i kładzie ją na łóżko.  Nigdy dotąd nie mogłam tak porozmawiać otwarcie z nikim oprócz mojego brata. Ciekawe co robią? Moja rodzina. Zawsze miałam nadzieję, że  nas nie wylosują na Dożynkach. Miałam rację ale musiałam się zgłosić. Raczej nie musiałam ale jakiś głos we mnie podpowiadał mi żebym to zrobiła. Moje rozmyślania przerywa dźwięk zamykanych drzwi. Cicho westchnęłam. Gramolę się do okna. Nagle stoję jak wryta. Przed moimi oczami rozciąga się Kapitol. Faktycznie jego widok zapiera dech w piersiach.  Długo nie potrwała chwila "nakarmienia" moich oczu. Widzę już tylko czerń. Pewnie wjechaliśmy do tunelu. Idę szybko do łazienki i biorę prysznic. Wolę się przyszykować na wyjście z pociągu. Po osuszeniu całego ciała i włosów przechodzę do wielkiej szafy i mój wybór pada na elegancką i klasyczną sukienkę o kolorze czerni. Na obojczykach sukienka ma kolor lekkiego różu lecz reszta jest cała czarna. Ubieram jasne różowe balerinki. Tradycyjnie rozpuszczam włosy i wychodzę z przedziału. Kiedy jestem już w salonie, siadam na sofie.Czekam na wyjście do Kapitolu. Nie obchodzi mnie mój wygląd ale cóż Effie na sto procent kazałaby mi się przebrać, gdyby zobaczyła mnie w wcześniejszym stroju. Tak to ją przynajmniej zaskoczę. Uśmiecham się w duchu. Mija jakieś trzydzieści minut i w pomieszczeniu widzę Effie. Kiwa głową i mówi, że jestem przykładem dla innych, jeśli chodzi o punktualność. No chyba trochę przesadziła. Ja przykładem dla innych? Chyba głowa ją boli od noszenia peruk. Zaczynam chichotać. Trinket opiera swoje ręce na biodrach i kręci głową, po czym w swojej ciasnawej spódniczce kieruje się do wagonu z naszymi pokojami. Czekam cierpliwie na wszystkich. Może zbyt bardzo się pospieszyłam? Możliwe. Kieruje się do baru, który znajduje się w Jadalni. Zamawiam gorącą czekoladę, rogalika z nadzieniem czekoladowym oraz herbatniki. Awoks  zanosi moje zamówienie do salonu pomimo moich sprzeciwów, że ja zaniosę, pokręcił głową i nie pozwolił mi wziąć ani na chwilę tacy. Zapomniałam, że Awoksom można tylko rozkazywać. Musiałabym być jakoś nie czułą osobą, by tak postąpić. Dziękuje mu, a on tylko kiwa głową. Boże, co za biedni ludzie. Wiadomo, że ukarano ich za wykroczenia ale żeby ucinać im języki... No tak przecież to Kapitol tu wszystko jest możliwe. Gdy Awoks odszedł postanawiam zanurzyć herbatnika w czekoladzie. Zaczęłam się rozkoszować. Stwierdzam iż takie połączenie bardzo dobrze smakuje. Robię tak jeszcze kilka razy i zjadam rogalika oraz kończę pić gorącą czekoladę. Akurat gdy zakończyłam swój posiłek do salonu wkracza Peeta, Effie oraz Haymitch. Wstaję i dołączam do nich. Nadszedł czas  podróży do Centrum Odnowy. Drzwi od wagonu otwierają się. Na zewnątrz roi się od reporterów. Błyski fleszu oślepiają mnie, ale brnę do przodu. Po pięciu minutach wsiadamy do samochodu. Effie nazywa ten samochód limuzyną. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego określenia. Wysiadamy przed wielką budowlą całą oszkloną i oświetloną w różnych kolorach tęczy. Strażnicy Pokoju otaczają nas, żeby nic się nam nie stało. Wchodzimy do środka. Oślepiająca biel panująca w korytarzu rzuca się w oczy. Podchodzimy do dwóch kobiet o błękitnych włosach. Prowadzą  mnie i Peete przez długie korytarze. Trafiam do pomieszczenia gdzie znajduje się, za pewnie moja ekipa przygotowawcza. Ekipa składa się z dwóch mężczyzn i dwóch kobiet. Mężczyźni wyglądają nawet normalnie, ale tego samego nie mogę powiedzieć o kobietach. Jedna ma brązową skórę i czarne włosy poprzeplatane z kolorem niebieskim, a druga, burzę kolorów na głowie, która spływa jej do ramion, ma dość bladą skórę i mocny makijaż.  Podeszłam do nich i od razu zaczęłam się witać.
- Dzień Dobry jestem Mary.- Powiedziałam nieśmiało, wyciągnęłam rękę do kobiety z niebiesko-czarnymi włosami.
- Witaj! Analee jestem.- Odpowiedziała nawet całkiem normalnie. - A to Edeanne - Wskazała na burzę kolorów.
- Ja jestem Naav. - Rzekł dość  przystojny mężczyzna z zarostem na twarzy.  Miał czarne włosy z jednym pasemkiem zieleni. Jego czarne oczy na pewno skusiły nie jedną kobietę.  Podał mi rękę po czym objął mnie po przyjacielsku. Drugi chłopak to blondyn z zielonymi oczyma.    Nie umie mówić i tylko wyciągnął ku mnie prawą dłoń, która była pokryta podłużnymi bliznami.  Miał przypięty do koszuli identyfikator gdzie przeczytałam, że ma ma imię David.
- Przebierz się Mary za tym parawanem w tą koszulę - Powiedział Naav. Odniosłam wrażenie, że to on jest szefem całej grupy. Zrobiłam to co mi kazano i położyłam się na stole, po czym oddałam swoje ciało Ekipie, żeby zrobili ze mną 'porządek'. Wydepilowali wszystkie moje kończyny, pachy, krocze, plecy, brzuch. Wyregulowali mi brwi.  Wyszorowali całą skórę do perfekcyjnej czystości. Po czym zanużyli mnie w olejku łagodzącym, natarli kremami i olejkami oraz umyli, wysuszyli i rozczesali moje włosy. Ubrana w delikatny szlafrok zostaję odprowadzona przez Naav'a do osobnego pomieszczenia gdzie spotkam się z swoim stylistą.  Stoję właśnie na podeście. Na szczęście mam na sobie szlafrok, ale i tak czuję sie naga.  Nareszcie otwierają się drzwi i do pokoju wkracza Naav. Stoję jak wmurowana. Czy on jest moim stylistą?  Pewnie tak. Mam nadzieję, że nie ma jakiegoś idiotycznego stroju przygotowanego specjalnie dla mnie w tamtym roku trybuci z naszego dystryktu byli przebrani za węgiel.  Mieli wtedy na sobie wielką czarną kulę. 
- Pewnie jesteś zaskoczona, że jestem twoim stylistą ale musiałem zastąpić w Ekipie Eleonorę ponieważ dopadła ją choroba. Czy mógłbym poprosić cię o zdjęcie szlafroka? Muszę zobaczyć twoje ciało i wiedzieć co będzie ci pasować.
- Tak, oczywiście.  - Odrzekłam i zdjęłam szlafrok.
Naav zaczął oglądać każdy centymetr kwadratowy mojego ciała. Czułam się dość niezręcznie.  Na szczęście podał mi szlafrok i kazał usiąść na sofie. Usiadł koło mnie  i nacisnął przycisk na oparciu, a z podłogi wysunął się suto nakryty stół.  Naav zaczął konwersację.
- Masz naprawdę świetną figurę jak na szesnastolatkę. Twoja figura przypomina mi kształt klepsydry. Masz wąską talię. Szerokie biodra oraz duży biust. Każda kobieta z Kapitolu będzie zazdrosna. Twoja twarz jest nieskazitelna, taka niewinna zarazem. Mogłabyś być żoną Finnicka Odair'a. Naprawdę do siebie pasujecie, według mnie. - Zaśmiał się.
Na pewno jestem zarumieniona, kto by nie był,  gdyby ktoś prawił mu same komplementy?
- Jakoś nie zwracałam zbytniej uwagi na swój wygląd,  ale dziękuje za miłe słowa.  Czy w tym roku zaplanowałeś ubrać nas za węgiel, górników czy worki z węglem? - Zapytałam prosto z mostu, nie mam ochoty bawić się w jakieś podchody.
- Oczywiście, że nie. Mnie wręcz bawiły takie stroje. Mam zaplanowany całkiem fajny strój który będzie eksponował twoje walory. Proszę odwróć się i zamknij oczy, a ja skoczę po strój. Dobrze? - Zapytał.
Nie miałam innego wyboru, odwróciłam się i zamknęłam oczy. Jestem strasznie ciekawa co przygotował dla mnie Naav.