Witajcie :)
Postanowiłam, że notki będą krótsze ale częściej dodawane ( przynajmniej będę się starać xD )Są wakacje więc jest więcej czasu ;) Według mnie ten rozdział w ogóle mi nie wyszedł. Podchodziłam do niego wiele razy i w końcu jest :D Przepraszam, że jak zwykle musicie na rozdział tak długo czekać.
Zapraszam do czytania! c;
***
Po przyjściu i opowiedzeniu co zaprezentowałam, dostałam kolejną dawkę krzyku od mojej opiekunki. Teraz po ostrej wymianie zdań, siedzimy na kanapie oczekując na wyniki. Jestem pewna, że wypadnę najgorzej przed organizatorami. Chcę już mieć to wszystko z głowy. Jedyne co teraz pragnę to spędzenie czasu z Peetą. Pragnę jego pocałunków, dotyku, słów. On uspokaja mnie, dodaje otuchy. A czy ja mu coś dałam? Czy ja mu w czymś pomagam?
- O! - Krzyknęła Effie - Zaczyna się!
Skierowałam swój wzrok na telewizor. Caesar wita wszystkich serdecznie oraz żartuje. Zaczyna mnie to już irytować. Jakby nie mógł po prostu przeczytać kto dostał ile punktów i po prostu zakończyć program. Siedzę na końcu kanapy, podpieram się łokciem, a ręką podtrzymuję ciężką głowę. Interesują mnie tylko wyniki moje i Peety. Przewracam oczami, gdy przy pierwszym, drugim i czwartym dystrykcie Caesar wymawia z zadowoleniem: "Dziesięć punktów!"
Zaczynam prychać. Natychmiast czuję ciepłą dłoń Peety, która zaczyna głaskać moją dłoń. Nie wiem co ten chłopak ma w sobie, ale zaczynam być spokojniejsza. Nareszcie na ekranie pojawia się twarz Peety. Nachylam się do przodu. Po salonie rozbrzmiewa głos wydobywający się z telewizora:
- Peeta Mellark otrzymuje dziesięć punktów! Dystrykt Dwunasty nareszcie doczekał się godnego reprezentanta!
Widzę jak kąciki ust Peety się unoszą. To naprawdę zadowalający wynik.
-Mary Morrison również otrzymuje dziesięć punktów!
Zaniemówiłam. Przecież obraziłam ich. Obraziłam ich Igrzyska!
Teraz każdy ściska nas i gratuluje. Haymitch wznosi toast i wypija swoją butelkę bimbru. Nasza ekipa przygotowawcza i Effie dźwigają kieliszki wypełnione szampanem. Ja z Peetą jednak nie zamierzamy pić żadnego alkoholu. Nienawidzę tego paskudztwa. Ten zapach i smak doprowadza mnie o mdłości. Grzecznie żegnam się z ekipą i kieruję się do swojego pokoju. Nie mogę uwierzyć, że za taką prezentację, za taką obrazę, dostałam tą dziesiątkę. Może gorący prysznic przywróci mi logiczne myślenie. Ściągam ubranie i wchodzę do kabiny prysznicowej. Czuję jak gorąca woda spływa po mym ciele wraz z wszystkimi zmartwieniami. Po piętnastu minutach przebieram się w piżamę i szczelnie przykrywam się kołdrą. Jednak czegoś mi teraz brakuje, a raczej kogoś. Odwracam głowę tak aby skierować wzrok na okno. Widzę dużo mieniących się świateł. Nie wiem kiedy moje powieki zamknęły się. I pojawił się. Kolejny sen, który w bolesny sposób przypomina o mojej rodzinie. Budzę się przestraszona. Przez chwilę nie jestem w stanie określić gdzie się znajduję i z jakiego powodu. Łapię się za włosy, które i tak są już długie. Mam ochotę je wydrzeć. Osuwam się na poduszkę. Zamykam oczy. Nagle słyszę ciche pukanie do drzwi. Przez ten sen nawet nie mam siły by cokolwiek powiedzieć. Ktoś wchodzi do sypialni. Nie ruszam się oraz nie otwieram powiek.
- Mary, śpisz? - To Peeta.
Tak bardzo chciałam aby tu był.
I jest.
Nie zamierzam odpowiadać na jego pytanie. Niech myśli, że śpię.
Peeta po cichu pochodzi do mojego łóżka. Chyba nasłuchuje czegoś albo rozważa nad czymś. Czuję jak ostrożnie dotyka mojego policzka. Natychmiast ciepło rozprzestrzenia się po moim ciele.
"Połóż się, połóż się" - myślę.
Robi to. Wchodzi pod kołdrę i nieśmiało próbuje mnie dotknąć. Mam wrażenie, że boi się, że to co robi jest złe. Wręcz przeciwnie. Tak bardzo pragnę żeby mnie przytulił.
Jego ręka niepewnie obejmuje mnie w pasie. Przybliża się do mnie. Czuję jak jego ciepły oddech otula moją szyję. Przyjemny dreszcz rozchodzi się po moim ciele. Nie mogę już tak dłużej tkwić w bezruchu. Odwracam głowę i muskam jego usta.
- Jednak nie śpisz. - Szepcze.
Uśmiecham się. W ciemności nie widzę jego twarzy, ale założę się, że również robi to samo. Odwracam swój tułów. Teraz leżę naprzeciwko Peety. Chłopak obejmuje mnie i całuje w czoło. Ja nie pozostaję mu dłużna. Moje wargi ledwo stykają się z jego. Peeta pogłębia pocałunek. Wtulam się w niego.
- Gratuluję wyniku. - Wyszeptałam mu do ucha.
- Dziękuję. - Odparł.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że blondyn nie ma koszulki i spodni. Postanawiam trochę się z nim podroczyć. Moje dłonie lekko dotykają torsu chłopaka. Słyszę jak jego oddech zaczął przyspieszać. Dłonie poruszają się w górę i w dół. Zatrzymują się na barkach. Nadszedł czas aby mój plan wszedł w życie. Moje palce wsuwają się pod ręce chłopaka. Zaczynam go łaskotać. Natychmiast zaczął się wiercić i cicho śmiać. On również zaczął robić to samo co ja. Z mojego gardła wydobywa się chichot. Nie wiem jak, ale teraz siedzę na brzuchu Peety. Zrobiliśmy małą przerwę. Dalej się śmiejemy i nie możemy się uspokoić. Nachylam się do przodu aby złączyć nasze wargi w pocałunek. Nagle rozległ się potężny huk i błysk. Pod wpływem strachu padam na klatkę piersiową Peety. Słyszę bicie jego serca. Moja głowa unosi się pod wpływem podnoszenia się klatki.
- Mary spokojnie. - Czuję jak Peeta podnosi mnie i sadza na kolanach, zamykając w swoich silnych i opiekuńczych ramionach. - To tylko burza. Nic takiego.
Nic takiego. Chciałabym aby to było prawdą. Niestety burza kojarzy mi się z rodzicami. Dokładniej z ich śmiercią. W tym dniu właśnie rozpętała się okropna burza, a każdy huk wywołuje u mnie paniczny strach oraz rozsadzający od środka ból.
- Mary, spójrz na mnie. Proszę.
Powoli unoszę głowę i patrzę w oczy Peety. Są takie piękne, nieskazitelnie błękitne.
- Kocham Cię, rozumiesz? - Mówi spokojnie.
Kiwam głową na znak, że rozumiem.
- I chcę abyś wiedziała, że na arenie będę Cię chronił za wszelką cenę. - Kończy.
Chcę zaprzeczyć. Nie chcę aby oddawał za mnie życie. To JA go będę chronić, a nie na odwrót. Otwieram usta aby wypowiedzieć to, co o tym myślę. Jednak Peeta nie pozwala mi na to. Jego usta są jak narkotyk. Uzależniają. Zamykam oczy i odpływam w rozkoszy. Smak jego ust zabija wszystkie złe myśli, zmartwienia, obawy. Odrywamy się od siebie. Nasze czoła się stykają. Ciepło bije od naszych ciał. Wszystko jest takie piękne.
Jednak szara rzeczywistość powoli wkracza do mojej głowy. Znajdujemy się w Kapitolu.
Idziemy na rzeź, czyli Igrzyska Głodowe.
Dzisiaj będzie wywiad.
Jutro zaczyna się koszmar.
Los niezbyt mi sprzyja.
Postanowiłam, że notki będą krótsze ale częściej dodawane ( przynajmniej będę się starać xD )Są wakacje więc jest więcej czasu ;) Według mnie ten rozdział w ogóle mi nie wyszedł. Podchodziłam do niego wiele razy i w końcu jest :D Przepraszam, że jak zwykle musicie na rozdział tak długo czekać.
Zapraszam do czytania! c;
***
Po przyjściu i opowiedzeniu co zaprezentowałam, dostałam kolejną dawkę krzyku od mojej opiekunki. Teraz po ostrej wymianie zdań, siedzimy na kanapie oczekując na wyniki. Jestem pewna, że wypadnę najgorzej przed organizatorami. Chcę już mieć to wszystko z głowy. Jedyne co teraz pragnę to spędzenie czasu z Peetą. Pragnę jego pocałunków, dotyku, słów. On uspokaja mnie, dodaje otuchy. A czy ja mu coś dałam? Czy ja mu w czymś pomagam?
- O! - Krzyknęła Effie - Zaczyna się!
Skierowałam swój wzrok na telewizor. Caesar wita wszystkich serdecznie oraz żartuje. Zaczyna mnie to już irytować. Jakby nie mógł po prostu przeczytać kto dostał ile punktów i po prostu zakończyć program. Siedzę na końcu kanapy, podpieram się łokciem, a ręką podtrzymuję ciężką głowę. Interesują mnie tylko wyniki moje i Peety. Przewracam oczami, gdy przy pierwszym, drugim i czwartym dystrykcie Caesar wymawia z zadowoleniem: "Dziesięć punktów!"
Zaczynam prychać. Natychmiast czuję ciepłą dłoń Peety, która zaczyna głaskać moją dłoń. Nie wiem co ten chłopak ma w sobie, ale zaczynam być spokojniejsza. Nareszcie na ekranie pojawia się twarz Peety. Nachylam się do przodu. Po salonie rozbrzmiewa głos wydobywający się z telewizora:
- Peeta Mellark otrzymuje dziesięć punktów! Dystrykt Dwunasty nareszcie doczekał się godnego reprezentanta!
Widzę jak kąciki ust Peety się unoszą. To naprawdę zadowalający wynik.
-Mary Morrison również otrzymuje dziesięć punktów!
Zaniemówiłam. Przecież obraziłam ich. Obraziłam ich Igrzyska!
Teraz każdy ściska nas i gratuluje. Haymitch wznosi toast i wypija swoją butelkę bimbru. Nasza ekipa przygotowawcza i Effie dźwigają kieliszki wypełnione szampanem. Ja z Peetą jednak nie zamierzamy pić żadnego alkoholu. Nienawidzę tego paskudztwa. Ten zapach i smak doprowadza mnie o mdłości. Grzecznie żegnam się z ekipą i kieruję się do swojego pokoju. Nie mogę uwierzyć, że za taką prezentację, za taką obrazę, dostałam tą dziesiątkę. Może gorący prysznic przywróci mi logiczne myślenie. Ściągam ubranie i wchodzę do kabiny prysznicowej. Czuję jak gorąca woda spływa po mym ciele wraz z wszystkimi zmartwieniami. Po piętnastu minutach przebieram się w piżamę i szczelnie przykrywam się kołdrą. Jednak czegoś mi teraz brakuje, a raczej kogoś. Odwracam głowę tak aby skierować wzrok na okno. Widzę dużo mieniących się świateł. Nie wiem kiedy moje powieki zamknęły się. I pojawił się. Kolejny sen, który w bolesny sposób przypomina o mojej rodzinie. Budzę się przestraszona. Przez chwilę nie jestem w stanie określić gdzie się znajduję i z jakiego powodu. Łapię się za włosy, które i tak są już długie. Mam ochotę je wydrzeć. Osuwam się na poduszkę. Zamykam oczy. Nagle słyszę ciche pukanie do drzwi. Przez ten sen nawet nie mam siły by cokolwiek powiedzieć. Ktoś wchodzi do sypialni. Nie ruszam się oraz nie otwieram powiek.
- Mary, śpisz? - To Peeta.
Tak bardzo chciałam aby tu był.
I jest.
Nie zamierzam odpowiadać na jego pytanie. Niech myśli, że śpię.
Peeta po cichu pochodzi do mojego łóżka. Chyba nasłuchuje czegoś albo rozważa nad czymś. Czuję jak ostrożnie dotyka mojego policzka. Natychmiast ciepło rozprzestrzenia się po moim ciele.
"Połóż się, połóż się" - myślę.
Robi to. Wchodzi pod kołdrę i nieśmiało próbuje mnie dotknąć. Mam wrażenie, że boi się, że to co robi jest złe. Wręcz przeciwnie. Tak bardzo pragnę żeby mnie przytulił.
Jego ręka niepewnie obejmuje mnie w pasie. Przybliża się do mnie. Czuję jak jego ciepły oddech otula moją szyję. Przyjemny dreszcz rozchodzi się po moim ciele. Nie mogę już tak dłużej tkwić w bezruchu. Odwracam głowę i muskam jego usta.
- Jednak nie śpisz. - Szepcze.
Uśmiecham się. W ciemności nie widzę jego twarzy, ale założę się, że również robi to samo. Odwracam swój tułów. Teraz leżę naprzeciwko Peety. Chłopak obejmuje mnie i całuje w czoło. Ja nie pozostaję mu dłużna. Moje wargi ledwo stykają się z jego. Peeta pogłębia pocałunek. Wtulam się w niego.
- Gratuluję wyniku. - Wyszeptałam mu do ucha.
- Dziękuję. - Odparł.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że blondyn nie ma koszulki i spodni. Postanawiam trochę się z nim podroczyć. Moje dłonie lekko dotykają torsu chłopaka. Słyszę jak jego oddech zaczął przyspieszać. Dłonie poruszają się w górę i w dół. Zatrzymują się na barkach. Nadszedł czas aby mój plan wszedł w życie. Moje palce wsuwają się pod ręce chłopaka. Zaczynam go łaskotać. Natychmiast zaczął się wiercić i cicho śmiać. On również zaczął robić to samo co ja. Z mojego gardła wydobywa się chichot. Nie wiem jak, ale teraz siedzę na brzuchu Peety. Zrobiliśmy małą przerwę. Dalej się śmiejemy i nie możemy się uspokoić. Nachylam się do przodu aby złączyć nasze wargi w pocałunek. Nagle rozległ się potężny huk i błysk. Pod wpływem strachu padam na klatkę piersiową Peety. Słyszę bicie jego serca. Moja głowa unosi się pod wpływem podnoszenia się klatki.
- Mary spokojnie. - Czuję jak Peeta podnosi mnie i sadza na kolanach, zamykając w swoich silnych i opiekuńczych ramionach. - To tylko burza. Nic takiego.
Nic takiego. Chciałabym aby to było prawdą. Niestety burza kojarzy mi się z rodzicami. Dokładniej z ich śmiercią. W tym dniu właśnie rozpętała się okropna burza, a każdy huk wywołuje u mnie paniczny strach oraz rozsadzający od środka ból.
- Mary, spójrz na mnie. Proszę.
Powoli unoszę głowę i patrzę w oczy Peety. Są takie piękne, nieskazitelnie błękitne.
- Kocham Cię, rozumiesz? - Mówi spokojnie.
Kiwam głową na znak, że rozumiem.
- I chcę abyś wiedziała, że na arenie będę Cię chronił za wszelką cenę. - Kończy.
Chcę zaprzeczyć. Nie chcę aby oddawał za mnie życie. To JA go będę chronić, a nie na odwrót. Otwieram usta aby wypowiedzieć to, co o tym myślę. Jednak Peeta nie pozwala mi na to. Jego usta są jak narkotyk. Uzależniają. Zamykam oczy i odpływam w rozkoszy. Smak jego ust zabija wszystkie złe myśli, zmartwienia, obawy. Odrywamy się od siebie. Nasze czoła się stykają. Ciepło bije od naszych ciał. Wszystko jest takie piękne.
Jednak szara rzeczywistość powoli wkracza do mojej głowy. Znajdujemy się w Kapitolu.
Idziemy na rzeź, czyli Igrzyska Głodowe.
Dzisiaj będzie wywiad.
Jutro zaczyna się koszmar.
Los niezbyt mi sprzyja.