poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział IX

Witajcie :)
Postanowiłam, że notki będą krótsze ale częściej dodawane ( przynajmniej będę się starać xD )Są wakacje więc jest więcej czasu ;) Według mnie ten rozdział w ogóle mi nie wyszedł.  Podchodziłam do niego wiele razy i w końcu jest :D Przepraszam,  że jak zwykle musicie na rozdział tak długo czekać.
Zapraszam do czytania! c;
***
Po przyjściu i opowiedzeniu co zaprezentowałam, dostałam kolejną dawkę krzyku od mojej opiekunki. Teraz po ostrej wymianie zdań, siedzimy na kanapie oczekując na wyniki. Jestem pewna, że wypadnę najgorzej przed organizatorami. Chcę już mieć to wszystko z głowy. Jedyne co teraz pragnę to spędzenie czasu z Peetą. Pragnę jego pocałunków, dotyku, słów. On uspokaja mnie, dodaje otuchy. A czy ja mu coś dałam? Czy ja mu w czymś pomagam?
- O! - Krzyknęła Effie - Zaczyna się!
Skierowałam swój wzrok na telewizor. Caesar wita wszystkich serdecznie oraz żartuje. Zaczyna mnie to już irytować. Jakby nie mógł po prostu przeczytać kto dostał ile punktów i po prostu zakończyć program.  Siedzę na końcu kanapy, podpieram się łokciem, a ręką podtrzymuję ciężką głowę.  Interesują mnie tylko wyniki moje i Peety. Przewracam oczami, gdy przy pierwszym, drugim i czwartym dystrykcie Caesar wymawia z zadowoleniem: "Dziesięć punktów!"
Zaczynam prychać. Natychmiast czuję ciepłą dłoń Peety, która zaczyna głaskać moją dłoń. Nie wiem co ten chłopak ma w sobie, ale zaczynam być spokojniejsza. Nareszcie na ekranie pojawia się twarz Peety. Nachylam się do przodu. Po salonie rozbrzmiewa głos wydobywający się z telewizora:
- Peeta Mellark otrzymuje dziesięć punktów! Dystrykt Dwunasty nareszcie doczekał się  godnego reprezentanta!
Widzę jak kąciki ust Peety się unoszą.  To naprawdę zadowalający wynik.
-Mary Morrison również otrzymuje dziesięć punktów!
Zaniemówiłam.  Przecież obraziłam ich. Obraziłam ich Igrzyska!
Teraz każdy ściska nas i gratuluje.  Haymitch wznosi toast i wypija swoją butelkę bimbru. Nasza ekipa przygotowawcza i Effie dźwigają kieliszki wypełnione szampanem.  Ja  z Peetą jednak nie zamierzamy pić żadnego alkoholu.  Nienawidzę tego paskudztwa. Ten zapach i smak doprowadza mnie o mdłości. Grzecznie żegnam się z ekipą i kieruję się do swojego pokoju. Nie mogę uwierzyć, że za taką prezentację,  za taką obrazę, dostałam tą dziesiątkę. Może gorący prysznic przywróci mi logiczne myślenie. Ściągam ubranie i wchodzę do kabiny prysznicowej. Czuję jak gorąca woda spływa po mym ciele wraz z wszystkimi zmartwieniami. Po piętnastu minutach przebieram się w piżamę i szczelnie przykrywam się kołdrą.  Jednak  czegoś mi teraz brakuje, a raczej kogoś. Odwracam głowę tak aby skierować wzrok na okno. Widzę dużo mieniących się świateł. Nie wiem kiedy moje powieki zamknęły się. I pojawił się.  Kolejny sen, który w bolesny sposób przypomina o mojej rodzinie.  Budzę się przestraszona.  Przez chwilę nie jestem w stanie określić gdzie się znajduję i z jakiego powodu.  Łapię się za włosy,  które i tak są już długie. Mam ochotę je wydrzeć. Osuwam się na poduszkę.  Zamykam oczy.  Nagle słyszę ciche pukanie do drzwi. Przez ten sen nawet nie mam siły by cokolwiek powiedzieć. Ktoś wchodzi do sypialni.  Nie ruszam się oraz nie otwieram powiek. 
- Mary, śpisz? - To Peeta.
Tak bardzo chciałam aby tu był.
I jest.
Nie zamierzam odpowiadać na jego pytanie. Niech myśli,  że śpię.
Peeta po cichu pochodzi do mojego łóżka.  Chyba nasłuchuje czegoś albo rozważa nad czymś.  Czuję jak ostrożnie dotyka mojego policzka.  Natychmiast ciepło rozprzestrzenia się po moim ciele.
"Połóż się, połóż się" - myślę. 
Robi to. Wchodzi pod kołdrę i nieśmiało próbuje mnie dotknąć.  Mam wrażenie, że boi się, że to co robi jest złe.  Wręcz przeciwnie.  Tak bardzo pragnę żeby mnie przytulił.
Jego ręka niepewnie obejmuje mnie w pasie. Przybliża się do mnie.  Czuję jak jego ciepły oddech otula moją szyję.  Przyjemny dreszcz rozchodzi się po moim ciele. Nie mogę już tak dłużej tkwić w bezruchu. Odwracam głowę i muskam jego usta. 
- Jednak nie śpisz. - Szepcze.
Uśmiecham się. W ciemności nie widzę jego twarzy, ale założę się, że również robi to samo. Odwracam swój tułów. Teraz leżę naprzeciwko Peety.  Chłopak obejmuje mnie i całuje w czoło.  Ja nie pozostaję mu dłużna. Moje wargi ledwo stykają się z jego.  Peeta pogłębia pocałunek.  Wtulam się w niego.
- Gratuluję wyniku. - Wyszeptałam mu do ucha.
- Dziękuję.  - Odparł.
Dopiero teraz zdaję sobie sprawę,  że blondyn nie ma koszulki i spodni. Postanawiam trochę się z nim podroczyć. Moje dłonie lekko dotykają torsu chłopaka.  Słyszę jak jego oddech zaczął przyspieszać.  Dłonie poruszają się w górę i w dół.  Zatrzymują się na barkach. Nadszedł czas aby mój plan wszedł w życie.  Moje palce wsuwają się pod ręce chłopaka.  Zaczynam go łaskotać. Natychmiast zaczął się wiercić i cicho śmiać.  On również zaczął robić to samo co ja.  Z mojego gardła wydobywa się chichot.  Nie wiem jak, ale teraz siedzę na brzuchu Peety. Zrobiliśmy małą przerwę.  Dalej się śmiejemy i nie możemy się uspokoić.  Nachylam się do przodu aby złączyć nasze wargi w pocałunek. Nagle rozległ się potężny huk i błysk.  Pod wpływem strachu padam na klatkę piersiową Peety. Słyszę bicie jego serca. Moja głowa unosi się pod wpływem podnoszenia się klatki.
- Mary spokojnie. - Czuję jak Peeta podnosi mnie i sadza na kolanach, zamykając w swoich silnych i opiekuńczych ramionach.  - To tylko burza.  Nic takiego. 
Nic takiego. Chciałabym aby to było prawdą. Niestety burza kojarzy mi się z rodzicami.  Dokładniej z ich śmiercią.  W tym dniu właśnie rozpętała się okropna burza, a każdy huk wywołuje u mnie paniczny strach oraz rozsadzający od środka ból. 
- Mary, spójrz na mnie. Proszę. 
Powoli unoszę głowę i patrzę w oczy Peety.  Są takie piękne,  nieskazitelnie błękitne. 
- Kocham Cię,  rozumiesz?  - Mówi spokojnie. 
Kiwam głową na znak, że rozumiem. 
- I chcę abyś wiedziała,  że na arenie będę Cię chronił za wszelką cenę. - Kończy.
Chcę zaprzeczyć. Nie chcę aby oddawał za mnie życie. To JA go będę chronić, a nie na odwrót. Otwieram usta aby wypowiedzieć to, co o tym myślę.  Jednak Peeta nie pozwala mi na to. Jego usta są jak narkotyk. Uzależniają. Zamykam oczy i odpływam w rozkoszy.  Smak jego ust zabija wszystkie złe myśli,  zmartwienia, obawy. Odrywamy się od siebie.  Nasze czoła się stykają. Ciepło bije od naszych ciał.  Wszystko jest takie piękne. 
Jednak szara rzeczywistość powoli wkracza do mojej głowy.  Znajdujemy się w Kapitolu.
Idziemy na rzeź, czyli Igrzyska Głodowe.
Dzisiaj będzie wywiad. 
Jutro zaczyna się koszmar.
Los niezbyt mi sprzyja.

piątek, 6 czerwca 2014

Rozdział VIII

Dzisiaj jest ten dzień w którym będę mogła popisać się swoimi umiejętnościami przed organizatorami.  Boję się choć już rozmawiałam o tym z Peetą na treningach. Pocieszał mnie i powtarzał abym się nie przejmowała i że wszystko będzie OK.  Próbuję w to uwierzyć ale będzie ciężko.  A jeśli dostanę napadu złości przed organizatorami?   Jeśli coś mi nie wyjdzie?  Cholernie się boję.  Przynajmniej mam obok siebie Peetę  i to On dodaje mi otuchy.  A gdyby na Dożynkach został wylosowany inny chłopak zamiast Peety?  Jak bym sobie wtedy poradziła?  Przynajmniej  wtedy Peeta byłby bezpieczny i dalej żył,  możliwe, że byłby z Katniss ale gdyby nie ten chłopak, nie wiem jakbym poradziła sobie z tym ciężarem jakie są Igrzyska. Nie wiem jak On sobie radzi. Przy nim i przy jego pocałunkach zapominam o tym koszmarze co nas czeka. Teraz razem z Peetą jesteśmy w drodze na salę. Przez te ostatnie trzy dni wiele się nie wydarzyło. Ciągle się szkoliliśmy. Peeta doradził mi abym zaprezentowała swoje umiejętności łucznicze. W sumie to nie jest taki głupi pomysł, z łukiem radzę sobie całkiem nieźle ale czy to wystarczy abym dostała dość dużo punktów aby zwrócić uwagę na sponsorów? Dochodzę do wniosku, że wszystko wyjdzie w 'praniu'.  Dotarliśmy przed salę i zajmujemy ostatnie miejsca. Rozglądam się po korytarzu. Wiele trybutów jest zestresowanych. Zdążyłam to zauważyć po nerwowych gestach, przecieraniu dłoni oraz po kropelkach potu pojawiających się na czole niczym rosa. Mając obok siebie Peetę jestem niewiarygodnie spokojna chociaż w  mojej głowie dzieje się niezły mętlik. Siedzę  w ciszy. Tak bardzo potrzebuję jakiejkolwiek rozmowy. Jednak na mojego towarzysza nie mogę liczyć. Widzę jak Peeta jest skupiony i nie chcę przerywać mu zapewne, poważnych rozmyślań. Postanawiam więc, po raz kolejny, porozglądać się po korytarzu. Widzę jak dziewczyna z Trójki wchodzi na salę po swoim towarzyszu. Czyli jednak będę ostatnią trybutką jaka wejdzie na salę. Mam mnóstwo czasu na rozmyślanie o moim planie.
-  Zestresowana? 
Odwracam się w jego stronę. Widzę skupienie w jego oczach. 
- Na razie nie. - Odparłam.
- Ja też ale zaczynam się niepokoić, czy aby na pewno prezentacja kamuflażu ich zachwyci.
- No wiesz to zależy od ich nastroju. Mogą być potem znudzeni albo coś w tym stylu. - Oparłam łokcie na kolanach, a pięściami podtrzymuję brodę. - Możesz również pokazać też coś innego po kamuflażu jak władanie mieczem. Tak, z mieczem sobie bardzo dobrze radzisz. - Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się. 
-  A ty oprócz łuku mogłabyś pokazać też rzucanie nożami albo omijanie przeszkód lub rozpoznawanie roślin. W tym jesteś dobra. 
- Dzięki za radę. - Odwzajemniłam uśmiech. - Niech los zawsze Ci sprzyja. - Zaśmiałam się.
Nie usłyszałam odpowiedzi ale w zamian dostałam całusa w policzek. Uśmiechnęłam się i odwzajemniłam się tym samym. Wszystko by było piękne gdyby nie tylko obecność pozostałych trybutów. Na szczęście nikt nie zauważył naszej czułości. Po dłuższej chwili słyszę męski głos wydobywający się z głośników: "Peeta Mellark". Zaskoczona patrzę na Peetę. On również nie zdawał sobie sprawy  z tego jak szybko ten czas minął.  Łapię go za dłoń.
-Kamuflaż i miecz. Dasz radę. - Uśmiecham się.  Próbuję dodać mu otuchy. 
- Nie dziękuję. - Słyszę w odpowiedzi.  
Obdarowałam Peetę pokrzepiającym pocałunkiem. Widzę jak jego sylwetka ginie za wielkimi drzwiami. Próbuję racjonalnie myśleć.  "Najpierw łuk,  potem noże". To zdanie powtarzam przez cały czas. Nie mogę odpędzić od siebie złych myśli.  Chcę przestać. Po całym korytarzu natychmiastowo rozniósł się głos: "Mary Morrison". Czuję jak moje mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Pot natychmiast pojawia się na moim czole. Przełykam głośno ślinę, która nie wiem skąd nagle się pojawiła.  Wstaję,  otrzepuję się,  wyprostowuję się.  Chyba jestem gotowa. Idę niepewnym krokiem.  W uszach słyszę tylko dźwięk moich kroków.  Docieram tam. Widzę rozsiane po całej sali stanowiska.  Omijam je wszystkie i idę wprost pod  lożę dla organizatorów.  
- Pani Mary Morrison. Ma pani 10 minut na prezentację swoich umiejętności.  
Seneca Crane. Jego głos jest poważny i jakby znudzony... 
Podchodzę do stanowiska z kamuflażem. Biorę małą szmatkę. Kieruje się na stanowisko z łukiem. Naciskam przyciski na małym panelu sterowania.  Nie wiem dlaczego to robię.  Jednak jestem zbyt pewna siebie. Nie pewnie związuję szmatkę wokół mych oczu.  Biorę łuk do ręki i kołczan na ramię.
Zaczynajmy to cholerne przedstawienie. 
Opieram się tylko na moim słuchu i intuicji. Słyszę drgnięcie z mojej lewej strony.  Natychmiast strzelam w tamtym kierunku. Odgłos wbitej strzały roznosi się po sali.  Uśmiecham się do samej siebie.  Świst z prawej. Strzał.  Czuję jak pot spływa po moim ciele. Intuicja podpowiada mi  abym się schyliła. Robię to. Słyszę jak coś przelatuje mi nad głową. Dwa drgnięcia z tyłu. Dwa strzały. Dwa odgłosy zapowiadające sukces.  
Nic już nie słyszę. 
Koniec.  
Zostało mi jeszcze około pięciu minut. Zrywam szmatkę na szyję. Odkładam łuk i biegnę do stanowiska z nożami.  Znów zakładam moją  "opaskę".  Biorę do ręki cztery perfekcyjnie wyprofilowane noże.  Pierwszy rzut. Nie celny. 
Cholera.
Drugi nóż.  Drugi rzut. Celne trafienie.  Trzeci strzał. Celny. Czwarty rzut. Jednak nie trafiam w manekina. Trafiam w reflektor obok. Odgłos szkła huczy mi w głowie.  Zdejmuje opaskę. Uśmiecham się.
Jeszcze dwie minuty.  
Zrobię coś co na pewno im się nie spodoba.  Biorę farbę z stanowiska kamuflażu.  Na samym środku sali, na podłodze kreślę wielkie litery.  Zaczynam się śmiać. Kieruję się do wyjścia. Kątem oka patrzę się na lożę.  Wielkie zdziwienie pojawia się na oczach organizatorów.  W myślach dalej powtarzam zdanie, które napisałam.
"MAM W DUPIE WAS I WASZE IGRZYSKA".