Po wypłakaniu się w poduszkę przetarłam piekące oczy i nie myśląc ani przez chwilę stałam już przed drzwiami do sypialni Peety. Zapukałam. Usłyszałam kilka dźwięków dobiegających ze środka. Po chwili w drzwiach stał chłopak, którego dotychczas nie widziałam. Z mokrych włosów kapały pojedyncze kropelki wody, które spadały na umięśniony tors chłopaka. Jego goliznę zasłaniał ręcznik owinięty wokół bioder. Zagryzłam dolną wargę. Peeta jest taki pociągający. Na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Widzę, że ktoś mnie odwiedził. Wybacz, że nie jestem w pełni ubrany ale co dopiero wyszedłem spod prysznica.
- Wiem. - Że co?! Co ja przed chwilą powiedziałam? Mary świetnie. Wkopałaś się teraz po uszy.
- To może wejdziesz? Chyba nie masz zamiaru rozmawiać ze mną na korytarzu? - Jego czarujący uśmiech dalej nie schodził z twarzy.
Kiwnęłam głową. Peeta odsunął się robiąc mi miejsce abym mogła przejść. Wskazał mi ręką na fotel na którym mogę usiąść.
- Pozwolisz mi się ubrać? No chyba, że chcesz abym pozostał w takim stanie jakim jestem. - Zaśmiał się.
Oczywiście, że chcę. Głupie pytanie.
- Mógłbyś się ubrać. Przynajmniej spodnie. - Kieruję wzrok na ręcznik.
Widzę tylko jak jego mięśnie pracują z każdym ruchem. Tak bardzo chciałabym ich dotknąć. Peeta zniknął szybko w łazience ale i również szybko się pojawił, ubrany.
- To w sumie co Cię tu sprowadza? - Zaczął.
Co ja mam mu powiedzieć? "Myślałam o Tobie przy czym płakałam jak bóbr?".
- Muszę z Tobą po mówić.
- Domyślam się. - Wziął krzesło, które stało przy małym stoliku, postawił je przede mną i przysiadł na nim.
- Właściwie to nie wiem po co tu przyszłam. Po prostu pomyślałam aby do Ciebie przyjść i z tobą pogadać choć już i tak sporo dzisiaj przegadaliśmy. - Wypowiedziałam jednym tchem.
- To może ja zarzucę jakiś temat do rozmowy? Niech pomyślę. - Potarł palcami o brodę. Boże ile bym dała aby go pocałować. - Co powiesz aby...
Nie dokończył. Natychmiast moje wargi poczuły ciepło jego warg. Poczułam jak przez moje ciało przepływa fala gorąca. Moje dłonie spoczywały na jego policzkach. Pogłębiłam pocałunek. Nagle poczułam jak mój czyn został odwzajemniony. Ręka Peety znalazła miejsce na moich plecach. Swoim ciałem próbowałam przybliżyć się do niego. Miałam ochotę na więcej. Z trudem oderwałam się od niego. Zarumieniona wypowiedziałam:
- Przepraszam.
Szybko wyszłam z pokoju. Nie wiem kiedy już znalazłam się w swojej sypialni. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam głośno krzyczeć w poduszkę: "Co ty idiotko zrobiłaś?!?!"
Leżałam tak już z dobre parę godzin. Nie poszłam na kolację. Założę się, że pewnie Effie dobijała się do drzwi. Pewnie to zignorowałam. Przez te godziny wyzywałam się najgorszymi przymiotnikami jakie mogły istnieć. Jak mogłam zniszczyć tą nić porozumienia, która łączyła mnie z Peetą? Omijając to co się wydarzyło w jego pokoju, uświadomiłam sobie, że dzisiaj miałam być u lekarzy, którzy wstrzykną mi coś do organizmu. Chrzanić to. I tak nic mi już nie pomoże. Tak czy siak doszłam do tego, że już nie spojrzę Peecie w oczy. Nigdy. Po co to zrobiłam? Sama nie wiem. Wyprostowuję się do pozycji siedzącej. Nie mam siły na nic, jednak decyduję się aby wyjechać windą na dach. Tak postąpiłam. Po dotarciu postanawiam przysiąść w tym samym miejscu jak zeszłej nocy. Cały czas myślę o Peecie. Jak on mógł się wtedy czuć, całując mnie, a kochając inną osobę. Czuję się podle. Dotychczas myślałam tylko o sobie. Może jednak nie tylko o sobie. Szybko wypieram tą myśl. Jestem egoistką. Egoistką w uczuciach.
Nagle rozchodzi się dźwięk nadchodzących kroków. Nie odwracam się. Nie chcę aby ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Kroki ustają. Czuję spojrzenie skupione na mnie.
-Mary...
O nie. Wiem do kogo należy ten głos. Tak bardzo chciałam uniknąć tej rozmowy.
- Peeta, ja nie chciałam. Przepraszam Cię. Ja wiedziałam, że w twoim sercu mieszka ktoś inny, a jednak perfidnie to wykorzystałam. Przepraszam. - Dodaję cicho. Nadal nie odwróciłam się w jego stronę.
- Katniss wybrała Gale'a. Tuż przed dożynkami widziałem ich razem. Całujących się. Jeśli ona jest z nim szczęśliwa, to niech tak będzie.
- Ale to jest miłość, nigdy nie przestaniesz kochać Katniss.
- Mary to już nie istotne. Spójrz na mnie. -Poprosił.
Nie mogę mu spojrzeć w oczy. Ale wiem jeśli tego nie zrobię to nigdy nie wyjaśnimy tej sprawy. Odwracam się. Jego oczy są niebezpiecznie blisko moich. Są takie nieskazitelne. Piękny błękit którego jeszcze nigdy nie widziałam. Moje serce zaczyna szybciej bić. Peeta dotyka mojego policzka. Momentalnie łapię go za rękę.
- Peeta, nie... - Szepczę.
On jednak nie zwraca uwagi na moje słowa. Czuję delikatne muśnięcie jego warg na moich wargach. Odchylam się do tyłu przy czym przerywam pocałunek lecz Peeta wyraźnie nie chce tego przerwać. Ponownie czuję muśnięcie ale jest bardziej zdecydowane. Odrywam moje wargi od jego.
- Peeta. Nie możemy. Nie mogę. Wiem, że mnie nie kochasz. - Wykrztusiłam.
Skierowałam wzrok na jego oczy. Teraz przepełniał je ból.
- Mary, przez te całe lata byłem skupiony na Katniss lecz ktoś zawsze obok niej był. Tym kimś byłaś ty. Codziennie myślałem o was dwóch. To nie było takie proste. Zawsze szukałem wzrokiem Was dwie. Nigdy nie mogłem się zdecydować. Ale kiedy widziałem obok Katniss Gale'a, zrozumiałem, że mimo ciężkiego charakteru Katniss, Gale podbije jej serce. Tak też było. Po czasie zobaczyłem jak jesteście do siebie podobne z wyglądu, miałyście podobny cel, czyli wyżywienie rodziny. Brak rodziców. Tyle rzeczy Was łączyło. Uwierz mi nie mogłem się zdecydować lecz teraz podjąłem decyzję. Chcę być przy tobie. Chcę z tobą być.
Nie mogłam przetrawić tych słów. Peeta wybrał mnie. Jednak czuję się zabawką, którą można się pobawić kiedy druga się zepsuje ale z drugiej strony chcę aby był przy mnie.
Podejmuję decyzję.
Składam na jego ustach krótki pocałunek, który zatwierdza jego słowa. Podnoszę się. Widzę jak chce coś powiedzieć lecz przykładam mój palec do ust. Szybko wracam do pokoju, zostawiając Peetę samego. Kładę się na łóżku i zasypiam czując smak jego ust na moich.
***
Kolejny dzień, który przybliża mnie do nieuchronnej śmierci. Ostatnie wydarzenia bardzo mnie zmieniły. Przedtem chciałam być tam gdzie jest Peeta. Teraz tylko pragnę cały czas czuć smak jego ciepłych warg. Przez cały czas patrzyliśmy na siebie ukradkiem. Na treningu, na lunchu, przy kolacji. Minęły dwa dni. Obydwoje umiemy już zastawiać pułapki, posługiwać się nożem, łukiem, rozpalać ognisko oraz rozpoznawać rośliny. Można powiedzieć, że przewyższamy w umiejętnościach inne dystrykty. Jednak zauważyłam, że trybuci są dobrze wyszkoleni bez względu na dystrykt. Są silni, bystrzy, umieją posługiwać się bronią. Na arenie w każdej chwili mogą nas zabić. Wracając do moich spraw uczuciowych, od tamtego wieczoru nie miałam bliższego kontaktu z Peetą. Jestem zawiedziona ale rozumiem, że na arenie nie ma czasu i miejsca na tego typu sprawy. Niestety los nie chce abym poczuła co to jest życie z chłopakiem którego kochasz ani poczuć jak to jest mieć własne dzieci. To jest niesprawiedliwe ale czy na tym świecie istnieje sprawiedliwość? Z opowieści Renesmee wiem, że sprzed czasu istnienia Panem oraz zalaniu przez oceany kontynentów, ludziom żyło się lepiej. Mieli wszystko na wyciągnięciu ręki, mieli nowoczesne domy, każdy miał samochód, młodzi ludzie imprezowali po nocach, cały czas mieli zapewnioną dostawę prądu. Jednak władza i natura zaprzestała tych procesów. W szkole prawie nigdy nie uczono nas o czasach przed Panem. Z rozmyśleń wyrywa mnie pukanie do drzwi.
- Mary, kolacja!
- Chwilę.
Od razu po treningu położyłam się i zaczęłam rozmyślać. Nie przeszkadzał mi nawet nieprzyjemny zapach potu. Teraz szybko pognałam do łazienki. Wolę już więcej nie zadzierać z Effie. Po tym jak nie przyszłam na kolację, dostałam mocną reprymendę. Nawet na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. Nie wiedziałam, że Effie jest taka wybuchowa.
Wzięłam najszybszy w moim życiu prysznic i pośpiesznie powędrowałam do szafy. Wybrałam czarną sukienkę z długimi, prześwitującymi rękawami. Do tego dobrałam czarne buty bez obcasów. Zapomniałam o chustce na głowę. Nie zwracałam uwagi zbytnio na moją głowę. Jednak w lustrze zobaczyłam dziewczynę, która ma krótkie włosy. Tak szybko mi odrosły, a ja nawet tego nie zauważyłam. Są dość długie więc postanawiam je zostawić takie jakie są, nie wiedziałam, że dwudniowa kuracja przyniesie takie efekty. Naav miał rację. Po uczesaniu włosów szybko wychodzę na korytarz i kieruję się do jadalni. Widzę już wszystkich siedzących przy stole wraz z ekipą. Zauważam też siedzącego do mnie tyłem Peete. Zasiadam obok niego. Natychmiast kieruje wzrok na mnie.
- Ślicznie wyglądasz. - Wyszeptał.
Poczułam jak złapał mnie za dłoń pod stołem. Zacisnęłam jego dłoń. Całą kolacje wypytywano mnie o moje samopoczucie, o włosy, o treningi. Tak samo jak Peete. Nadeszła pora aby zakończyć kolację. Ja jako pierwsza odeszłam od stołu pod pretekstem wyspania się aby mieć jutro siły. Po przybyciu do pokoju, rozebrałam się i wzięłam prysznic. Skusiłam się na pomarańczowy aromat. Po wyjściu z kabiny, po raz pierwszy od wypadku mogłam wysuszyć włosy. Nigdy nie doceniałam tego uczucia. Ubrałam się w najszerszą bluzkę jaka była w szafie choć dalej była obciskająca oraz zwykłe spodnie. Położyłam się na łóżku. Jestem ciekawa co robi Matt i Renesmee. Mam nadzieję, że dają sobie radę i nie głodują. Mam nadzieję, że Katniss przynajmniej po części pomoże mojej rodzinie. Mam nadzieję, że nie będą musieli patrzeć na moją śmierć. Nie chcę żeby płakali, kiedy moje życie dobiegnie końca. Teraz już tylko rozmyślam jak trybuci mnie wyeliminują z gry. Przebiją mnie włócznią? Czy też utną głowę?
Słyszę pukanie do drzwi. Nie mając siły się ruszyć krzyczę, że drzwi są otwarte. Do sypialni wchodzi Effie. Posyła mi uśmiech i przysiada na skraju łóżka.
- Może zechcesz z nami pooglądać film?
- Jaki film? - Pytam zdziwiona tym faktem. - To tutaj można oglądać filmy?
Może to się wydaje dziwne ale przez cały pobyt tutaj nie zauważyłam odtwarzacza DVD. W szkole mieliśmy jeden. Był nawet całkiem nowoczesny ale pewnie dla mieszkańców Kapitolu nie zrobiłoby wrażenia. Dla nas, dla dzieci z Złożyska to było coś zesłane z nieba!
- No tak. Chyba mentor i opiekunka mają prawo pobyć na chwilę z swoimi trybutami.
- To Haymitch zgodził się na to? Przecież woli spędzać czas z butelką whisky. No ale dobra, zgadzam się. - Do tej wypowiedzi dodałam swój uśmiech.
Effie wstała i kazała iść za sobą. Kiedy doszłyśmy do salonu Haymitch siedział wyprostowany jak struna. Czyżby coś nie pożądanego było w whisky? Peety nie było. Moje miejsce przypadło obok mentora. Zaczynam się domyślać, że oglądanie filmu to był tylko pretekst aby mnie wyciągnąć z otchłani myśli w sypialni. Telewizor który był przed nami był wyłączony. Zaczęłam się denerwować. O co im chodzi? Siedzą jakby chcieli coś powiedzieć a nie mogą.
- Musimy porozmawiać o twoim zachowaniu. - Zaczął Haymitch.
- Myślałam, że Effie to już zrobiła. - Warczę.
- Nie denerwuj się, skarbie. - Zaciskam pięści. - Mów co czujesz do chłopaka i dlaczego zamykasz się w pokoju, skarbie, a damy tobie spokój. No słoneczko mów. - Uśmiechnął się ironicznie.
- Czy pan jest nie wyżyty? Dlaczego pana interesują moje sprawy uczuciowe? - Cedziłam przez zaciśnięte zęby.
- Czyli go kochasz. - Poklepał mnie po ramieniu. - To widać, skarbie.
- Tylko po to Effie mnie tu ciągła żeby rozmawiać z panem o miłości? Uważam tą rozmowę za zakończoną! Jeśli chcieliście mnie wkurzyć to proszę!
Drogocenna waza która stała na małej szafce, leżała teraz w kawałkach. Po mimo tego, że odłamki szkła wbiły mi się w dłonie, kolejna waza znikła z szafki. Cały czas uśmiechałam się złośliwie. Effie byla przerażona moim zachowaniem. Widziałam strach w jej oczach. Haymitch patrzył na mnie jak na skończoną idiotkę.
Postanowiłam coś zrobić.
Wzięłam ciężką figurę jakiegoś kota i z calej siły rzuciłam w mentora. Na jego szczęście ma dobry refleks. Skulił się, a figura zatrzymała się na ścianie.
- Proszę nigdy nie lekceważyć mojej siły. - Dodałam i ukłoniłam im się.
Przedstawienie uważam za zakończone.