Usłyszałam Naav'a nadciągającego z moim strojem. Już miałam się odwrócić ku styliście, gdy nagle Naav złabłękitne pułapceostatniej chwili i nałożył mi na oczy opaskę.
- Jednak zmieniłem trochę plan i pokażę Ci wszystko, kiedy będzie już po. - Powiedział, szepcząc mi do ucha.
- Dobrze. - Odpowiedziałam mu.
Byłam zaskoczona. Zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia i kazał mi usiąść na krześle. Usiadłam. Poczułam, że od razu wziął się do pracy z włosami.
- Może włączymy radio? - Zapytał.
- Oczywiście. - Odpowiedziałam.
Naav klasnął w dłonie i po chwili usłyszałam melodię. Całkiem uspokajającą i wpadającą w ucho. Naav po około godzinie skończył moja fryzurę i brał się za makijaż. Ściągnął mi opaskę z oczu ale natychmiastowo kazał mi je zamknąć. Zaczął od nacierania mnie jakąś mazią, a potem malował mi oczy. Skończywszy z moją twarzą, powiedział, żebym stanęła i wyciągnęła ręce do góry. Zrobiłam tą czynność i poczułam sztywny gorset lecz miękki jeśli chodzi o dotyk. Stylista dopiął mi coś z tyłu na karku, a później coś długiego na ramiona. Zrobił jeszcze kilka poprawek na mojej twarzy i włosach, po czym powiedział, że mogę otworzyć oczy. Zrobiłam to. Przed moimi oczami ukazała się piękna dziewczyna w pięknym stroju. Otóż ta dziewczyna miała na sobie czarny, opinający gorset, który sięgał do początku ud, ale rozluźniając się na końcu. Z gorsetu na samą ziemię opadało mnóstwo sznureczków w kolorze żółtym, czerwonym, pomarańczowym i czarnym. Za głową dziewczyna miała wielki, jakby to nazwać, płomień, który był w odcieni czerwonego i pomarańczowego. Wykonany z jakiegoś materiału, którego nie znała. Natomiast z ramion opadała długa płachta materiału, również w takich samych kolorach jak sznureczki przy dole sukni. Czarne buty były na wysokiej koturnie. Włosy dziewczyny były upięte w kucyka za pomocą czerwonej spinki. Włosy które były pofalowane, swobodnie spadały na prawe ramię. Makijaż był niewiarygodny. Czarne kreski malowały się na górnej powiece, które kończyły się na skroni. Długie, czarne rzęsy nadawały drapieżności. Górne powieki błyszczały czerwienią. Czerwień nadawała kontrast z niebieskimi oczyma. Usta były pomalowane ostrą, czerwoną szminką. Ta przepiękna kobieta była mną. Szesnastoletnią Mary, która oprócz szycia i rzeźbienia nie skupiała się na niczym innym. Stałam tam wpatrzona w swoje odbicie. Nie mogłam przestać na siebie patrzeć.
- I jak? - Zapytał mężczyzna, który uczynił ze mnie postać jakiejkolwiek nigdy nie mogłam sobie wyobrazić.
- To wszystko.... jest.... po prostu... cudowne, przepiękne. - Wydusiłam w końcu z siebie słowa, które we mnie tkwiły. Rzuciłam się na Naav'a i ucałowałam go w policzek. Najwyraźniej był zaskoczony moją reakcją.
- Uważaj bo się rozmażesz. - Rzekł Naav. - Chodź, to już wszystko. - Wyciągnął do mnie dłoń.
Złapałam jego dłoń i wyszliśmy z pomieszczenia i weszliśmy do windy. Stylista nacisnął przycisk z napisem "Parter" i po minucie już byliśmy na samym dole. Po czym dołączyliśmy do Peety i jego stylisty oraz do Effie i Haymitcha. Peeta ma czarny, przylegający do ciała strój oraz taką samą peleryną jak ja. Muszę przyznać, że wygląda bardzo atrakcyjnie. Widzę jak mierzy mnie wzrokiem. Czuję jak przechodzą mnie ciarki. Szybko przerzucam wzrok na naszych stylistów. Czekam na porady podczas zachowywania się na Paradzie Trybutów.
- Myślałem, żebyście byli poważni i pewni siebie trybutami. - Rzekł stylista Peety.
- Zgadzam się z Nathanem, powinniście nie okazywać słabości, wręcz przeciwnie, wywyższać się ponad wszystkich. - Powiedział Naav.
Westchnęłam. To będzie trudniejsze niż mi się wydawało. Nie umiem być taka. Po prostu nie potrafię. Idziemy wszyscy do stajni gdzie czekają na nas rydwany zaprzężone w dwa czarne konie. Podchodzimy do ostatniego rydwanu. Nie mam czasu rozglądać się po stajni, ponieważ przybyliśmy jako ostatni. Styliści pomagają nam wejść na rydwan oraz poprawiają nasze stroje. Nagle słyszę jak czyjś głos odlicza od dziesięciu, oznajmujący, że mamy za chwilę wyjeżdżać.
- Jesteś spięta? - Zapytał Peeta.
- A ty byś nie był? - Zapytałam z ironią w głosie.
- No tak, pytanie retoryczne. - Odpowiedział.
Uśmiechnęłam się lekko. Gdy nagle poczułam, że nasz rydwan się poruszył. Przyjęłam wyraz twarzy na groźny, przynajmniej tak mi się wydaję. Słyszę okrzyki Kapitolińczyków na widok wyjeżdżających trybutów. Spojrzałam na Peetę. On również na mnie spoglądał. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Po czym poczułam wiatr, który muska moją twarz. Pojawiamy się my. Nie wiem czy ja nic nie słyszę czy faktycznie Kapitol zamarł?
Cisza opanowała wszystkich.
- Co się dzieje? - Zwróciłam się do Peety.
- Nie wiem, ale robi się trochę niezręcznie. - Wyszeptał. - Chyba najwyraźniej są zaskoczeni naszym strojem.
Miałam ochotę się uśmiechnąć lecz postanowiłam słuchać się rady stylistów. Zauważam nas na wielkim ekranie. Faktycznie wyglądamy oszałamiająco. Nasze peleryny wyglądają tak jakby płonęły, a sznurki, które są przyczepione do mojego gorsetu przykrywają nogi Peety i moje lecz nie okazując moich nóg. Tych sznureczków jest miliard! Wygląda to tak jakby z naszych nóg wydobywały się iskry. Teraz ukazuje się zbliżenie na nasze twarze. Jesteśmy pewni siebie, odważni ale w naszych oczach jest coś w ogóle innego. Ciepło. Dobroć. Jednak nie jesteśmy dobrymi aktorami. Nagle dzieje się coś strasznego. Od naszego rydwanu odpada koło. Obydwoje przechylamy się na lewą stronę. Konie płoszą się natychmiastowo. Biegną jeszcze szybciej. Sprawnie omijają rydwany innych trybutów. Czuję, że spadam. Peeta łapie moją rękę, lecz moja dłoń wyślizguję się z uchwytu. Spadam na głowę. Robię przewroty. Nagle czuję okropny ból z tyłu głowy. Już nic nie widzę. Ciemność mnie przytłacza. Słyszę krzyki, płacz, szlochanie, odgłos zdziwienia, śmiech innych trybutów. Natomiast ja czuję gdy jakiś lepki płyn zalewa mi twarz. Słyszę krzyk Peety ale od razu tracę przytomność.
***
Budzę się. Nic nie pamiętam. Leżę w jakimś ekskluzywnym pokoju. Jestem osłabiona. Wszystko mnie boli. Najbardziej głowa i lewa ręka. Podnoszę prawą dłoń i dotykam głowę. Syczę. Boli niemiłosiernie. Wyczuwam, że głowę mam owiniętą bandażem. Nagle wszystko sobie przypominam jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Jaki wstyd. Jesteśmy pogrążeni. Tylko dlaczego to cholerne koło się odczepiło? Może to sprawka trybutów. Z resztą bym się nie zdziwiła, przyszliśmy jako ostatni.
- Mary, obudziłaś się!
Nawet nie zauważyłam jak Peeta wszedł do pomieszczenia.
- Peeta... Gdzie ja jestem? - Zapytałam się. Nie mam siły nawet żeby mówić.
- Straciłaś przytomność kiedy przybiegłem do ciebie. Lekarze zabrali ciebie na badania, opatrzyli cię i zanieśli cię tutaj, czyli do luksusów, którymi cieszą się trybuci przez ostatni tydzień.
- A wiesz dlaczego te koło odpadło?
- Okazało się, że to zawodowcy z jedynki, dwójki i czwórki. Ich mentorzy mają zakaz w szukaniu im sponsorów. Podobno chodzą plotki, że będą mieli utrudnione Igrzyska.
- Ale dlaczego to zrobili? - Zapytałam się po dłuższej ciszy.
- Nie wiem, Mary. Jak się czujesz co? - Dotknął mojego policzka.
- Nie najlepiej. Ale żyję.- Zmusiłam swoje mięśnie żeby się uśmiechnąć.
- Odpoczywaj. Jutro możliwe, że pójdziesz na trening. Ja może już pójdę.
- Nie.- Złapałam go za rękę.- Zostań, proszę.
- Dobrze.
Puściłam jego rękę. Przysiadł on na brzegu łóżka i zaczął głaskać mnie po głowie. Patrzyłam prosto w jego błękitne oczy. Zakochałam się w nich, odkąd je zobaczyłam. Były tak napełnione wewnętrznym ciepłem, sympatią, troską. Moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe, lecz dalej widziałam jak Peeta siedział przy mnie. Trzymał moją dłoń, a drugą ręką głaskał po głowie. Poddałam się. Zamknęłam oczy. Zaspałam.
Obudziłam się. Przy mnie dalej siedział Peeta, lecz z zamkniętymi oczyma. Jednak został. W pokoju jest dość ciemno. Jest pewnie wieczór. Czuję się trochę lepiej, lecz dalej boli mnie głowa. Muszę obudzić Peete.
- Peeta - Nie odpowiada. - Peeta. - Dalej nie odpowiada.
Westchnęłam dość głośno. Podniosłam rękę i potrząsnęłam nim lekko. Natychmiastowo się zerwał i spojrzał na mnie.
- Przepraszam. - Odpowiedziałam cicho z lekką chrypą.- Idź się połóż, Peeta. Zajmij się sobą.
- I tak nie mam po co. I tak umrę tam na arenie. Wcześniej czy później.- Odpowiedział.
- Peeta!- Powiedziałam ostrzejszym tonem.- Nie wolno Ci tak myśleć!
- Mary, ale to już wiadome, albo ty wygrasz albo zawodowcy. Wierzę w Ciebie. Ja jestem bez szans.
- Peeta.- Zrobiło mi się go żal. - Dasz radę, ja to wiem. Jeszcze je wygrasz, zobaczysz. Widzisz? Ja jestem osłabiona, zawodowcy będą mieli podobno trudniej w Igrzyskach. Masz szansę.
- I inne 23 osoby też ją mają. - Odrzekł.
- Ja teraz radziłabym Ci wziąć kąpiel i położyć się spać.- Ledwo się uśmiechnęłam.
- Dobrze moja mentorko. Dobranoc.- Powiedział zbierając się do wyjścia.
- Peeta! - Odezwałam się kiedy on już był przy wyjściu. - Dziękuje.
Widziałam już tylko jego uśmiech. Drzwi zamykają się. Postanawiam wyjść do łazienki, za potrzebą. Próbuje wstać, lecz nagle upadam na podłogę. Kurczę! No nic. Musze się przynajmniej doczołgać do tej łazienki. Po jakiś 5 minutach, jestem w łazience. Wspinam się ku lustrze. Nagle udaje mi się stanąć na nogi. Wpatruję się w lustro. Wyglądam okropnie. Jestem cała blada, mam sińce pod oczami, w tym cała głowa opatulona bandażem. Kilka szram nad okiem. Rana na wardze. Siniak na lewym policzku. Gorzej być nie mogło.Opłukuje twarz zimną wodą. Robię to po co tu przyszłam, a raczej doczołgałam i kieruję się do drzwi prowadzących na korytarz. Naciskam lekko klamkę. Gdy słyszę szepty Haymitch'a z Peetą.
- Haymitch ale ona nie da rady jutro iść na ten trening! Gdybyś widział jaka jest obolała. Ledwo co mówi. Gdybym sam dorwał tych zawodowców... - Mówi zdenerwowany Peeta.
- Będziesz miał na to czas na arenie. Musimy dopilnować, aby na arenie, przynajmniej trochę jej ulżyć .- Mówi Haymitch.
Źle się czuję podsłuchując czyjąś rozmowę, więc postanawiam wyjść na korytarz.Wychodzę. Zamykam drzwi. Widzę jak Haymitch mierzy mnie wzrokiem. Nie zwracam na to uwagi i schodzę na kolację.Widze jak Effie siedzi przy stole z Naav'em. Mają bardzo interesującą rozmowę, pełną powagi. Niestety muszę im to przerwać.
- Cześć.- Odezwałam się nieśmiało. -Czyżby trochę się spóźniłam na kolacje?- Wymusiłam lekki uśmiech na twarzy.
- Jeju, kochanie jak się czujesz?- Zapytała troskliwie Effie.
- Dobrze.
- Mary, po tym jak zjesz kolację, mógłbym poprosić Cię o to abyś porozmawiała ze mną na osobności?- Zapytał bezpośrednio Naav.
- Okej. - Odpowiedziałam.
Podczas jedzenia kolacji składającej się z sałatki, soku pomarańczowego i bułki z serkiem, zauważyłam, że Naav bacznie mi się przypatrywał. No cóż może chodzi o mój wygląd i myśli co by ze mną uczynić.Kiedy odpowiedziałam na wszystkie pytania zadawane przez Effie dotyczące mojego samopoczucia, Naav wstał z krzesła i wskazał abyśmy poszli do mojego pokoju. Gdy znajdowaliśmy się w pokoju, Naav zaczął mówić jako pierwszy.
- Więc tak, jak rozumiesz jesteś mocno poturbowana i masz rozciętą głowę. Rany na twarzy i siniaki da się ukryć. Niestety będę miał twardy orzech do zgryzienia z twoimi włosami.
- Ale że co? Co się stało z moimi włosami?- Zapytałam.
- Chodzi o to, że twoje włosy zostały ścięte z powodu zszycia rany na głowie.- Wydukał z siebie Naav.
Siedziałam na łóżku zszokowana. Nie. Jestem łysa.
- Czyli jestem łysa tak?- Zapytałam.
- Niestety tak. Ale nie martw się doktorzy mają opracowany lek na szybki odrost włosów. Dasz radę. Na razie myśleliśmy abyś chodziła z bandażem na głowie lub z peruką, ale wybór zostawiamy tobie.
-Dziękuje za informacje Naav. Będę chodzić z bandażem. Pójdę jutro na trening.
- A na pewno czujesz sie dobrze? - Wyczuwam od niego nutkę troski.
- Tak Naav,dam radę. - Zapewniłam go.
- Dobranoc Mary.- Mówi i przytula mnie. - Regeneruj siły.
Nawet nie odpowiadałam. Nie mam siły. Za dużo wiadomości i wydarzeń jak na dziś. Wiem jedno. Jutro czeka mnie dzień pełen emocji.