Słyszę jak z hukiem zamykają się za mną drzwi. Nadszedł czas pożegnania się z bliskimi. Pokój jest urządzony dosyć bogato, nad głową wisi żyrandol z samych kryształów, mam wrażenie, że zaraz runie na podłogę. W ciszy zastanawiam się jak wytłumaczę swój wyczyn przed Renesmee i Matt'em. Dlaczego tak postąpiłam. Przecież nie umiem się posługiwać żadną bronią, igła krawiecka nie wchodzi w grę. Umiem tylko rozpoznawać rośliny, przynajmniej to, da mi jakąś szansę na przeżycie. Nagle otwierają się drzwi. Strażnik jak zwykle oznajmia, że mamy pięć minut. W drzwiach stoją zapłakani Renesmee i Matt. Matt wyrywa się z rąk Renesmee i szybko podbiega do mnie, ściskając tak mocno, że ledwo co mogę oddychać.
- Mary dlaczego to zrobiłaś? - zapytał rozpaczliwie.
- Ponieważ nie mogłam dopuścić, aby mała dziewczynka miała walczyć na śmierć i życie.- Ostatnie dwa słowa ledwo przeszły mi przez gardło.- Renesmee, Katniss powinna dawać wam mięso które upoluje, będziecie utrzymywać się z szycia oraz roślin leczniczych które Matt będzie zbierał. Poradzicie sobie.
-Mary wiedz, że Cię kochamy. Dasz sobie radę. Jesteś sprytna i znasz się na roślinach i na zwierzętach też. Masz wygrać te cholerne Igrzyska, rozumiesz?! - Powiedziała stanowczo Renesmee.
-Ja też was kocham. - Przytuliłam ich mocno, nagle po policzkach poleciały mi łzy. Strażnik nagle wtargnął do pomieszczenia i zabrał moją rodzinę. Jedyną rodzinę. Ciekawe czy przyjdzie ktoś jeszcze, w duchu mam cichą nadzieję, że moje odwiedziny się jeszcze nie skończyły. Znowu otwierają się drzwi. W progu stoi Katniss z Primrose. Ocieram szybko łzy i czekam na słowa które wypowiedzą. Wiem co powiedzą. Katniss spogląda mi prosto w oczy. Jej spojrzenie mówi wszystko. Przytulamy się obie.
- Dziękuje, że uratowałaś Prim i mnie.- Wyszeptała swoim pięknym głosem. Nieraz słyszałam jak śpiewała piosenki. Ma tak piękny głos, że aż Kosogłosy zamierają na chwilę po czym powtarzają tę samą melodię. Nagle Prim podchodzi do mnie. Mówi, że na pewno dam radę. Wiem, że nie dam. Nie mam szans z Zawodowcami z bogatszych Dystryktów. Jak przeżyję to będzie tylko i wyłącznie cud. Odwiedziny dobiegają końca. Katniss wychodzi. Po kilku minutach wchodzi Effie i jednym gestem ręki zaprasza mnie do wyjścia. Teraz pewnie przejdziemy do pociągu. Wychodzimy na zewnątrz. Obok mnie idzie Peeta. Kątem oka widzę zaczerwienione oczy od płaczu. Moje również muszą wyglądać tak samo. Gromadka reporterów robi nam zdjęcia i filmuje nas, aby później pokazać to wszystko w Kapitolu oraz całemu Panem. Jak zwykle robią to Trybuci, stajemy w drzwiach do wagonu, aby pokazać nasze twarze kamerom. Nie podoba mi się to. Ukazuje to tylko jak jesteśmy słabi. Słabi. Chyba słaba. Peeta na sto procent jest ode mnie silniejszy fizycznie i psychicznie. Wiem, że w piekarni nosił pięćdziesięciokilogramowe worki z mąką. Na pewno zdobędzie dużo sponsorów którzy będą chcieli ratować miłego chłopaczka, syna piekarza. Eh, ja zawsze zrobię coś najpierw, potem pomyślę. Teraz już za późno. Wchodzimy do wagonu. Przed naszymi oczami ukazuję się pięknie urządzony i wystrojony salon. Ściany są koloru uspokajającej zieleni oraz pokryte wieloma obrazami. Obrazy najczęściej ukazują naturę oraz zwierzęta. Na środku salonu stoi sofa na której pomieści się bez problemu pięć osób. Na przeciw sofy znajduje się stolik do kawy, a przed nim wielki ekran. Wchodzimy do następnego przedziału. Tutaj znajduje się korytarz w kolorze wściekłej czerwieni. Effie zaprowadza nas do naszych pokoi, żeby się odświeżyć. Wkraczam do mojej sypialni. Kolor sypialni jak najbardziej mi pasuje. Niebieski. Na przeciw drzwi znajduje się łóżko na którym zaścielona jest ładnie pościel, a na nią zarzucony również niebieski koc. Szybko wskakuje na łóżko niczym dziecko i wtulam się w pościel. Jest tak miękka, aż mam wrażenie, że zapadam się w jakieś chmurze która mnie z trudem podtrzymuje. Nagle opamiętuje się i szybko podchodzę do drzwi, owe drzwi prowadzą do łazienki w której znajduje się wielki prysznic, toaleta oraz umywalka, a nad nią wisi lustro. Migiem ściągam z siebie ubranie i wskakuje do prysznica. Spostrzegam panel nawigacyjny w którym mogę ustawić temperaturę wody, zapach żelu pod prysznic, zapach szamponu oraz masaże.Wybieram ciepłą wodę, truskawkowy szampon do włosów oraz żel o zapachu arbuza. Masaż na razie nie jest mi potrzebny. Staję na matę i szybciutko zostaje osuszona wraz z włosami. Biorę ręcznik i wychodzę z łazienki. Nagle zauważam kogoś w mojej sypialni, siedzącym na łóżku. To Peeta. Nagle czuję jak na policzkach robią mi się rumieńce. Czego on tutaj chce? Nawet nie wiem co mam powiedzieć. Stoję jak wryta opatulona ręcznikiem który zasłania moje nagie ciało.
- Co się stało? - pytam tak cicho, że nawet sama nie słyszę swojego głosu.
- Absolutnie nic, chciałem z Tobą porozmawiać lecz wybrałem chyba najmniej odpowiedni moment -Odpowiedział Peeta. Jestem w szoku, że usłyszał niemal moje myśli.
-Najwyraźniej. - Odpowiadam, nadal stojąc w ręczniku. - Czy pozwolisz mi się ubrać? - Zapytałam go nadal się rumieniąc.
-Tak jasne, przecież to twój pokój. Przepraszam. - Powiedział spokojnym tonem i wyszedł.
Nareszcie niezręczna atmosfera która panowała w tym pomieszczeniu przez pięć minut, odeszła wraz z wysokim blondynem. Odetchnęłam z ulgą. Staję przed wielką szafą. W niej znajdują się wielobarwne sukienki, koszule, spodnie. Jednym słowem WSZYSTKO. Skusiłam się na długi, beżowy sweter i ciemne brązowe dżinsy. Rozczesuję włosy i zostawiam je rozpuszczone. Słyszę pukanie do drzwi.Wiem kto to, to Effie.
- Mary, chodź na kolację, wszyscy na Ciebie czekamy.- Te zdanie powiedziała bez swojego kapitolińskiego akcentu. Ten głos był jednakże troskliwy.
Bez żadnego odzewu z mojej strony podążyłam za Effie. Do jadalni przechodzimy przez salon. Nagle widzę Peetę z Haymitchem. Pijanym, jak zwykle. Jednak ten chłopak ma jakiś wpływ na niego. Haymitch jest całkiem spokojny i bez swojej butelki z Whiskey. Zasiadam obok Peety. Niemalże czuję emanujące od niego ciepło. Przyprawia mnie to o dreszcze, sama nawet nie wiem czemu. Awoksi podają nam kolację. Menu naszej kolacji składa się z Żeberek w sosie barbecue, sałatki z pomarańczy i daktyli, babeczek czekoladowo-wiśniowych oraz Chowder z kukurydzą, czyli zupa z ryb i owoców morza. Tyle zapamiętałam z gadania Effie. Oczywiście na stole leżały owoce, słodycze i pyszne ciasta. Moja kultura osobista nakazywała mi powiedzieć wszystkim 'Smacznego!'. Tak też zrobiłam, wszyscy podziękowali, a Effie kiwnęła głową, uśmiechając się. Była ze mnie dumna. Przy kolacji nic nie mówiliśmy, tylko wymienialiśmy się spojrzeniami. Po wykwintnych daniach, z zapełnionym brzuchem 'doczołgałam się' do salonu, aby zobaczyć transmisję z dzisiejszych Dożynek. Usiadłam obok Peety, ale na tyle daleko aby nie okazywać mu żadnych uczuć. Z pierwszego Dystryktu zapamiętałam niskiego, ale umięśnionego bruneta o imieniu Anto i dziewczynę o bardzo długich blond włosach, zaplecionych w warkocz. Oczywiście zgłosili się na ochotnika. Nie rozumiem dlaczego chcą brać udział w takich grach? Dlaczego trenują od małego na zabójce rządnym krwi? Naprawdę nie rozumiem. Teraz czas na czwarty Dystrykt ale momentalnie zasypiam. Budzę się w środku nocy w mojej sypialni. Kto mnie zaniósł? Awoksi? Na pewno nie, a Haymitch nie miałby na tyle siły. Znam tylko jedną odpowiedź. To Peeta. Wstaję z łóżka i idę w stronę łazienki. Opłukuję twarz zimną wodą i przyglądam się w lustrze. Zastanawiam się czy jestem ładna. Może. Szybko trzęsę głową i wyrywam się z zamyśleń. Na miłość Boską. Za kilka dni będę leżeć pewnie na arenie i krwawić od zadanych mi ran, a ja teraz myślę czy jestem śliczną dziewczyną. Nagle dochodzę do wniosku, że i tak to nie ma znaczenia oraz , że nie przyśniły mi się żadne koszmary jak dotychczas. Wychodzę z przedziału. Idę do salonu się odprężyć. Światło jest zgaszone, nie będę go włączać, żeby nie obudzić innych. Jednym susem wskakuje na sofę. Nagle słyszę jęk wydany przez czyjeś gardło i czuję wbite kości we mnie. Zszokowana nie mogę się ruszyć. Leżę na kimś, a moje ciało odmawia mi posłuszeństwa.W ciemności dostrzegam niebieskie oczy. Wiem do kogo należą. Czuje jak Peeta się podnosi. Łapie mnie w talii i delikatnie przesuwa mnie na sofę. Nie wiem co robić. Peeta w ciemności odszukuje małą lampkę i zaświeca ją. Patrzy mi prosto w oczy.
- Przepraszam Cię. Bardzo przepraszam, ja... ja nie wiedziałam, że ktoś tu może być. Przepraszam.- Mówię przerażona. Boję się jego reakcji.
- Nic się nie stało Mary. Skąd mogłaś wiedzieć, że akurat będę tu leżeć. Widzę, że nie tylko ja, nie mogę zasnąć. -Uśmiecha się do mnie lekko.- Słodko zasnęłaś na powtórce. Postanowiłem Cię zanieść.- Kiedy zakończył zdanie, szerzej otworzyłam oczy. Dlaczego on mi to mówi? Dlaczego po prostu nie karze mi odejść? Przygląda mi się uważnie. Nagle czuję dotyk jego palców na moim policzku.
-Masz coś na policzku.- Dodaje Peeta.
Nie przeszkadza mi to, że nadal dotyka mojego policzka. Wręcz pasuje mi to.
-Jakaś plamka. Pasta do zębów? - Pyta,uśmiechając się przy tym.
-Ee tak, tak. Myłam zęby.Mniejsza z tym. Mam jedno pytanie, co chciałeś dzisiaj ode mnie?- Zapytałam.
-Chciałem się zapytać, dlaczego zgłosiłaś się za Prim.- Odpowiedział spokojnie.
-Nie chciałam aby Katniss zgłaszała się na ochotnika. Nie chciałam aby straciła rodzinę. Z resztą nawet nie byłam potrzebna w domu bo Renesmee się zajmowała wszystkim, ja tylko szyłam.- Wzięłam głęboki oddech, oczekiwałam odpowiedzi od Peety.
-Mary ale ty też masz rodzinę. Na pewno jesteś im potrzebna.- Szybko powiedział. Nie zamierzam już więcej mówić. Mam tylko jedno, nurtujące mnie pytanie.
-Peeta... przepraszam, że oto cię proszę, ale czy mógłbyś mnie... przytulić?- Zapytałam nieśmiało
-Jasne.
Nie musiałam dłużej czekać, poczułam jego silne ręce na plecach. Jego ciepło. Dla mnie on jest aniołem. Tkwiliśmy tak z pięć minut. Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu jest dla mnie miły. Wiem, że on kocha Katniss oraz, że jest mi wdzięczny ponieważ ją uratowałam. Teraz wiem, że moje uczucia są słuszne co do niego.
Kocham go.